– 1940 roku:
We wsi Hucisko Litowskie pow. Brody zostal zamordowany przez Ukraińców Dominik Sowiński (http://podkamien.pl/viewpage.php?page_id=246&c_start=0 ).
– 1941 roku:
We wsi Andrzejów pow. Janów Lubelski Niemcy z oddziałem ukraińskim rozstrzelali 14 osób: 10 miejscowych polskich chłopów i 4 Żydów.
– 1942 roku:
We wsi Krobonosz pow. Chełm esesmani ukraińscy (zapewne ze szkoły podoficerskiej w Trawnikach) zastrzelili 15 Polaków.
We wsi Staw pow. Chełm żandarmi niemieccy i Ukraińcy, pozostający w służbie hitlerowskiej, spędzili ok. 200 mieszkańców w wyznaczonym miejscu. Oficer zażądał wydania osób współpracujących z partyzantami, udzielających pomocy i ukrywających Żydów. Nie wskazano nikogo, wówczas spośród zatrzymanych wybrano zakładników i rozstrzelano ich. Po rozstrzelaniu zakładników hitlerowcy zabili jeszcze 2 Żydów, młodzieńca i powiesili 2 osoby. Zginęli: Jan Bień, l. 30, Adam Dużyc, l. 35, Marian Kaszczuk, l. 39, Władysław Kaszczuk, l. 30, Feliks Nafalski, l. 39, Tadeusz Nafalski, l. 32, Marian Smolina, l.17, Wasyl Szady, l.18, Szymon Tywaniuk, l.22, Józef Wasyńczuk, l.28. Ciała pomordowanych pochowano we wspólnej mogile na polu. „We wsi Staw Niemcy dokonali pacyfikacji „przy pomocy nacjonalistów ukraińskich”.(Polska i Ukraina w latach trzydziestych–czterdziestych XX wieku. Tom 4. Część druga. Warszawa – Kijów 2005. http://www.zbrodniawolynska.pl/__data/assets/pdf_file/0004/3946/Polska-i-Ukraina-w-latach-trzydziestychczterdziestych-XX-wieku-t4-cz1.pdf).
– 1943 roku:
W kol. Aleksandrówka gmina Czaruków pow. Łuck Ukraińcy zamordowali na drodze 60-letnią Amelię Lisowską.
W kol. Amelin pow. Równe Ukraińcy zamordowali 4-osobową polską rodzinę Kuklinowskich.
W kol. Antonówka pow. Równe wymordowali 36 Polaków, w tym kilkoro dzieci, którym rozbili główki o drzewa, mienie zrabowali i zagrody spalili.
W uroczysku Borek, gromada Niemilja, gmina Ludwipol, pow. Kostopol: „Mikołaj Bronowicki – 5 osób w rodzinie; 2 osoby zamordowano. Piotr Radziewicz, 1882 – s. Stefana i Anieli z d. Bronowicka, żona Adela 1887 z d. Żygadło, dzieci IN. Wszyscy zamordowani. Marceli Radziewicz 1905, żona Leontyna 1908, dzieci IN. Wszyscy zamordowani. Paweł Radziewicz, żona Dominika. Rodzina prawosławna. Dwóch dorosłych synów było w ukraińskiej bandzie. Wykaz mieszkańców opracowali Bolesław BRONOWICKI – b. mieszkaniec Niemilii i Wiktoria LINIEWICZ – b. mieszkanka uroczyska Biały Brzeg. Warszawa, wrzesień 2000 r. Opracowanie: Cz. Piotrowski “Zasłucze …”, Warszawa 2002.” (http://wolyn.freehost.pl/miejsca-b/borek-03.html).
W kol. Cecylówka pow. Równe wymordowali 37 Polaków, w tym 37-letniemu Stanisławowi Anyżowi obcięli nogi i ręce i tak go pozostawili, majątek Polaków zrabowali i spalili ich zagrody.
W kol. Grudy pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 2 Polaków pracujących w polu.
We wsi Niemilia pow. Kostopol: „Tu pochowanych jest 170 mieszkańców wsi Niemilja rozstrzelanych przez Burżuazyjnych Nacjonalistów Ukraińskich w 1943 roku. Wieczna pamięć”. Napis powyższej treści znajdował się na obelisku postawionym w latach siedemdziesiątych na mogile Polaków zamordowanych o świcie 26 maja 1943 r. w Niemilii przez bojówki UPA wsparte przez chłopów z okolicznych wsi ukraińskich. Napastnicy wdzierali się do domów zabijając swe ofiary siekierami, nożami i widłami. Niektóre ciała były tak zmasakrowane, że wyglądały jak bezkształtne masy. Po masakrze wieś ograbiono z dobytku ruchomego i spalono razem z częścią zwłok. „W zbiorowej mogile pochowano 126 osób. Niewykluczone, że nie były to wszystkie ofiary napadu. Było też wielu ciężko rannych” (Siemaszko, s. 273). Józefa Felińska Marciniak: „27 maja 1943 r. polała się niewinna krew polska w następnym masowym mordzie Niemilii k. Bystrzyc. Wieś oddalona od stacjonujących w bystrzycach Niemców tylko 3 km. Niemcy byli uzbrojeni, mieli też łączność telefoniczną z jednostką wojskową w Bereznem. Nie reagowali na straszliwy krzyk żywcem palonych i mordowanych w mongolski sposób. I my też, Polacy w okolicznych wsiach, jak zahipnotyzowani, słuchaliśmy krzyków mordowanych ludzi i palonego bydła. Potworna noc i straszliwy ranek! Wszyscy z Niemcami szli na wizję do Niemilii… Okazało się, że Ukraińcy nocą otoczyli wieś Niemili, następnie wszystkich spędzili do dużej stodoły i żywcem palili. Palili też bydło. Ktokolwiek uciekał był mordowany siekierą, piką, nożem… Niedobitkowie konali w strasznych męczarniach, wołali o pomoc, ratunek, o pomstę do nieba… Straszliwy widok nie do opisania. Niemcy filmowali, fotografowali. Chłopcy z Janówki, którzy tu przybiegli rano, podnosili pociętych, obnażonych do pozycji stojącej a Niemcy fotografowali. Podobno wykorzystywali te zdjęcia do swojej propagandy, że to skutki sowieckiej partyzantki. Jęki, krzyki, błagania rannych nagliły o pośpieszną pomoc, której nie można było zorganizować. Do przewozu były tylko wozy bez drabin wyłożone deskami… Na drodze leżała matka kurczowo trzymająca dwoje małych dzieci oburącz przytulonych, przyciśniętych do siebie. Na obnażonej piersi miała nakłuty krzyż. Małe dzieci również na swoich małych piersiach, miały nakłuty krzyż. Stach Bronowicki opowiada dalej: “najgorszy widok sprawiała Hanka Misiewicz – wzorowa druhna, najpiękniejsza dziewczyna Wołynia, o wielkiej godności dziewczyny Polki. Jej ojciec i brat Tadeusz wyskoczyli oknem i ukryci za krzakiem porzeczki słyszeli przebieg mordu. Mordował ją Grisza z Bystrzyc, rówieśnik, pięknie mówił po polsku, znany wśród młodzieży. Najpierw w obecności Hanki zarąbał matkę, potem rozebrał Hankę do naga, stanął butem na piersiach i z podniesioną siekierą mówił: jesteś cudna dziewczyną. Wszyscy ciebie kochają i ja też ciebie kocham, ale jesteś Ląszką i musisz zginąć jak Laszka…” i rąbnął. Rąbał toporkiem ciało od uda jednego i drugiego, prześwidrował głowę od uch do ucha… Hanka wciąż charczała. Toporkiem podciął gardło. Podtrzymywaną na stojąco Niemcy fotografowali. Wielu wciąż skamlało – z uciętymi językami, wydłubanymi oczami, wielu wołało o śmierć… Niektórzy przeżyli”. Zebrano siedem wozów ciężko rannych, których bez pomocy lekarza na deskach drabiniastych wozów Niemcy niby pomagając, odtransportowali do szpitala w Bereznem. Kto z nich przeżył ?… Pozostało jednak wielu świadków. Wykopano duże doły na grób mieszkańców Niemilii, które stały się cmentarzem wsi. Postawili krzyż na tym cmentarzu.” Relacjonował po latach Franciszek Żygadło. Zamordowano 116 osób, które zostały pochowane w zbiorowej mogile na terenie spalonej wsi. 48 osób było rannych. Pośród ofiar oprócz mieszkańców Niemilii znalazło się 6 osób z Jakubówki Małej, które uciekły ze swojej miejscowości po pierwszym napadzie 3 maja 1943 r. Listę ofiar zamordowanych przez Ukraińców podczas napadu na Niemilię ustalił Bolesław Żygadło były mieszkaniec Niemilii, w konsultacji z ojcem, matką i 10 byłymi mieszkańcami tej miejscowości, można ją znaleźć w czasopiśmie „Na Rubieży” nr 47/2000.” (Z książki Józefy Felińskiej Marciniak: „Wołyńska ziemio moja”; za: http://wolyn.org/index.php/component/content/article/1-historia/851-maj-1943r-byem-wiadkiem-napaci-bandy-upa-na-.html ).
We wsi Płudów pow. Radzyń: „Najbardziej znanym kolonistą niemieckim, który zyskał miano kata Południowego Podlasia był Adolf Dykow. Pochodził z Okalewa, ale w czasie wojny przeniósł się do Wohynia a potem do Radzynia. Jego ojciec był Ukraińcem a matka Niemką z rodziny kolonistów. Po wkroczeniu Wehrmachtu rozpoczął jawną współpracę z gestapo, a o jego przynależności do V kolumny może świadczyć to, że od początku jego współpracy z Niemcami następowały liczne aresztowania. Swoją działalność rozpoczął od skazania na śmierć 5 sąsiadów z którymi się wychowywał. Jak podaje Stanisław Jarmuł liczba aresztowanych i zamordowanych przez Dykowa Polaków, jaką ustaliły sądy Polski Podziemnej, dochodzi prawie do 400, a Żydów do około 1000. /…/ Organizował różnego rodzaju działalność prowokacyjną, np. zorganizował jesienią 1943 r. z grupy Ukraińców stacjonujących w Jabłoniu oddział rzekomych partyzantów, na szczęście dość szybko rozszyfrowany przez wywiad Batalionów Chłopskich. Jego najokrutniejszą zbrodnią było wymordowanie 26 maja 1943 r. rodziny Pawlinów z Płudów w ramach zastosowania zbiorowej odpowiedzialności za partyzancką działalność Bronisława Pawliny ps. Śmiech. Bestialskiej egzekucji dokonano o czwartej rano na 3 kobietach, w tym jednej w 9 m-cu ciąży i 3 dzieciach w wieku – 5 lat, 1,5 roku i 1 rok. W domu Pawlinów przebywał w tym czasie kurier Radzyńskiej Komendy Obwodu AK J. Piekarski z Branicy Radzyńskiej, który popełnił samobójstwo, by nie oddać się w ręce gestapo.” W wyniku wyroku sądu podziemnego został zastrzelony 30 października 1943 r. (Agnieszka Gątarczyk: „Mniejszość niemiecka powiatu radzyńskiego w okresie okupacji 1939 – 1944”; za: http://promenadazsp.pl/index.phpoption=com_content&task=view&id=227&Itemid=9 ).
We wsi Podrałówka pow. Kostopol Ukraińcy zastrzelili Franciszka Kuriatę.
We wsi Uchanie pow. Hrubieszów Ukraińcy na służbie niemieckiej spalili dwadzieścia trzy gospodarstwa i zabili pięć osób.
W futorze Wyczymir pow. Kostopol wymordowali około 30 Polaków.
We wsi Żabcze pow. Łuck w cerkwi grecko katolickiej Ukraińcy spalili żywcem jej proboszcza ks. Serafina Jarosiewicza wraz z 4 Polakami, których miał ukrywać (Ewa Siemaszko, “Głos Kresowian”, nr 13, wrzesień-październik 2003 r.).
– 1944 roku:
We wsi Jędrzejówka pow. Biłgoraj Ukraińcy zamordowali 15-letniego Polaka.
W miasteczku Komarno pow. Rudki zamordowali 1 Polaka („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 15/44; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122).
We wsi Nieledew pow. Hrubieszów zamordowali 31 Polaków (Motyka…, s. 202; Tak było ; Konieczny Zdzisław: Stosunki polsko-ukraińskie na ziemiach obecnej Polski w latach 1918 – 1947; Wrocław 2006, s. 212 twierdzi, że 22 Polaków, w tym 19 spalili żywcem). „Marian (Momot – przyp. S.Ż.) odruchowo wycofał się i ukrył w stojącej opodal stodole. Po kilku minutach przez szpary w deskach zauważył podchodzących polną drogą od strony lasu uzbrojonych Ukraińców. Mieli na sobie ciemne mundurowe płaszcze. Pod lufami karabinów prowadzili jego ojca. Nie zwlekając ani chwili pędem puścił się w stronę domu. Wpadając do izby krzyknął tylko: – Uciekajcie, Ukraińcy! – i wybiegł. W tym czasie w domu przebywała matka Mariana rozmawiająca z zaprzyjaźnioną sąsiadką, niejaką panią Bielecką, oraz jego 11-letnia siostra Zuzanna, która w tym samym momencie zerwała się do ucieczki. Matka została w domu. Kilkanaście metrów od budynku na długim, dębowym klocu siedzieli już umundurowani Ukraińcy z długą bronią w dłoniach. Nieco zdumieni patrzyli na uciekającą dwójkę dzieci. Z okolicznych pól porośniętych dość wysokimi już zbożami wyłaniało się coraz więcej Ukraińców błyskawicznie otaczających przysiółek. – Biegłam, ile tchu w piersiach – wspomina dziś 80-letnia Zuzanna Głąb z domu Momot. – Zboża już były wysokie, zbiegałam w dół, co chwilę się przewracałam, podnosiłam i biegłam dalej. Plątały mi się nogi. Wokół świstały pociski, za mną terkotał karabin maszynowy. Ponad łąkami już bliżej wsi znajdowało się obejście gospodarstwa państwa Małyszów. Gospodarz akurat wrócił do domu, gdy żona zwróciła mu uwagę na odgłos wystrzałów i na to, że przez pobliskie zboża ktoś ucieka. Konie były wciąż zaprzęgnięte do furmanki. Małysz wskoczył na wóz i czym prędzej skierował go w stronę biegnącej dziewczynki. Dojeżdżając na wysokość dziecka, nie schodząc z kozła, chwycił za kołnierz sukienki Zuzi i wrzucił ją na furmankę, jednocześnie przysypując wiązką siana. Odjechał czym prędzej w stronę swojego podwórka. – Ucichły wystrzały z automatu. Kątem oka zerknęłam w stronę swojego domu – wspomina dalej pani Zuzanna. Ukrainiec, który za mną strzelał, przewiesił broń przez ramię i wracał pod górę w kierunku naszych zabudowań. Małysz wraz z dzieckiem zajechał na swoje podwórko. Po jakimś czasie Zuzia samotnie opuściła gospodarstwo państwa Małyszów i pomaszerowała w kierunku dworu, gdzie zaopiekowała się nią nieznajoma kobieta. Przy niej, zmęczona, zasnęła. W tym samym czasie, gdy dziewczynka uciekała przez zboża, drugi z braci Momotów, 13-letni Janek, pasł na łące krowy. Widząc z daleka, że coś się dzieje w jego rodzinnym obejściu, odruchowo zaczął biec w kierunku zabudowań. Gdy dobiegł na miejsce, Ukraińcy złapali go, wepchnęli do mieszkania i po chwili otworzyli ogień. Świadkowie, którzy następnego dnia oglądali pogorzelisko z trupami pomordowanych Polaków, twierdzili, że znaleźli nadwęglone ciało Anieli Momot, przytulającej jedną ręką zastrzelonego najmłodszego syna. Najwyraźniej kobieta żyła jeszcze, gdy do wnętrza domu wepchnięto nieświadomego bliskiej śmierci chłopca. Tymczasem starszy brat Zuzi uciekał w inną stronę. Gdy zbiegł ze wzgórz, na których stały zabudowania przysiółka, skierował się ku kładce na niewielkim dopływie rzeki Huczwy – Białce – rzeczce przecinającej okoliczne łąki. Tuż za kładką natknął się na pochodzącego ze wsi Bereść Rusina, kuzyna ukraińskich sąsiadów z nieledewskiej kolonii. Ukrainiec, widząc uciekającego w przerażeniu chłopca, próbował go zatrzymać i bagatelizował całe zajście, namawiając go do powrotu do domu. Chłopak nie usłuchał. Uciekał dalej, aż z bezpiecznej odległości mógł obserwować, co działo się z jego domem. Ukraińcy wygnali Polaków z domów. Spędzonych z kolonii kilkunastu nieszczęśników zagnano na teren gospodarstwa Momotów. Umieszczono ich w domu, gdzie nakazano im się położyć obok siebie brzuchami na podłodze, po czym strzelano im w plecy i w tył głowy. Do próbujących ucieczki Ukraińcy otwierali ogień z broni maszynowej, o czym świadczyły łuski znajdowane w okolicach okien i drzwi drewnianego domu. Ciała zastrzelonych podczas próby ucieczki wrzucano z powrotem do budynku, który chwilę później bandyci podpalili. Zwierzęta powypuszczano z drewnianych zabudowań inwentarskich, które następnie podpalono. Między pomordowanymi znalazł się niejaki Filipczuk, jeden z miejscowych Ukraińców, który akurat tego dnia pomagał państwu Wincentemu i Katarzynie Oleszczukom przy świniobiciu. Bandyci wiedzieli, że to ich ziomek. W kieszeni Filipczyka znaleziono zakrwawioną Kenkartę. Ukraińcy nie znali go jednak. Nie chcieli po swojej zbrodni pozostawić żadnych niepewnych świadków. Ukraińcy po zniszczeniu domu z ciałami pomordowanych ludzi zaczęli palić resztę zabudowań gospodarstwa. Zupełnie irracjonalne wydawało się wynoszenie maszyn i narzędzi gospodarczych poza obejście i podpalanie ich na zewnątrz. Po zmierzchu, na długo po tym, jak bandyci już się wycofali, Marian postanowił na własne oczy przekonać się, czego dokonali. Z całej kolonii spalone było jedynie obejście rodziny Momotów. Ukraińcy zamordowali 19 osób, w tym rodziców chłopca i dwóch jego braci: opisywanego wcześniej Janka i 21-letniego Wacka, którego bandyci wyciągnęli z mieszkania rodziny Szymańskich, gdzie przebywał w odwiedzinach u swojej narzeczonej Reginy. Zginął razem z nią, dwójką jej młodszego rodzeństwa i jej rodzicami. Wszystkie ciała były nadwęglone, ale chłopiec rozpoznał członków swojej rodziny po ocalałych strzępkach ubrań. Zrozpaczony, okrężną drogą dotarł do nieledewskiego dworu, gdzie stacjonował niemiecki oddział wojskowy chroniący m.in. polskich uciekinierów uratowanych z wołyńskiej rzezi, jak również mieszkańców okolicznych spalonych przez Ukraińców wsi. Uciekinierzy z Wołynia i miejscowi pogorzelcy tłoczyli się na podłogach dworskich obór. /…/ Następnego dnia rano Marian odnalazł swoją siostrę śpiącą wśród innych dzieci. – Gdy zobaczyłam nad sobą Mariana, od razu chciałam wracać. – Chodźmy do domu – powiedziałam. – Nie mamy już domu, Zuziu. – No to wracamy do mamy. – mamy też już nie mamy – dramatyczną rozmowę z bratem z widocznym wzruszeniem wspomina po latach pani Zuzanna. /…/ W tym czasie mieszkańcy Nieledwi wygrzebywali szczątki ich bliskich z pogorzeliska na kolonii. Zwęglone korpusy ludzkich ciał zbierano w prześcieradła i wiązano w tobołki. Wacława Momota rozpoznano wyłącznie po metalowej zapalniczce, którą znaleziono pod jednym z ludzkich kadłubków. Szczątki Momotów złożono w jednej kwadratowej skrzyni. Pozostałych pomordowanych bez identyfikacji umieszczono w skrzyniach osobnych.” Pogrzeb na cmentarzu we wsi Trzeszczany ochraniał konny oddział niemieckich żołnierzy. W pogrzebie uczestniczył jeden Ukrainiec z Nieledwi, Jan Maciocha, kolega Wacka Momota. Swojej matce powiedział: – Jeżeli jego zabili nasi, to mnie mogą zabić Polacy.” Maciocha uczestniczył w pogrzebie przyjaciela od początku do końca. Nie spadł mu włos z głowy. Po wojnie został przesiedlony razem z innymi Ukraińcami za Bóg, na teren sowieckiej Ukrainy.” (Piotr Ferenc-Chudy: „Nie mamy już domu, Zuziu”. W : „Gazeta Polska” z 13 lipca 2011).
We wsi Poznanka Hetmańska pow. Skałat został zamordowany Miksza N. (organista ze Skałatu) oraz Lewek N. (Kubów…, jw.).
We wsi Ułazów pow. Lubaczów miejscowi Ukraińcy zamordowali Franciszka Strycharza ur. 1912 r.
We wsi Wyżniany pow. Przemyślany: “26.05.1944 r. zamordowano Polaka pracującego w polu, NN.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw., tom 7).
– 1945 roku:
We wsi Bóbrka pow. Lesko Ukraińcy powiesili Stefana Derenia.
We wsi Leszczawka koło Kuźminy pow. Dobromil uprowadzili Tomasza Strawńskiego, który zaginął bez wieści.
We wsi Manasterz pow. Jarosław Ukraińcy zamordowali Michała Lichalota.
– 1946 roku:
We wsi Dybków pow. Jarosław Ukraińcy uprowadzili i zamordowali 4 Polaków.
W mieście powiatowym Lubaczów uprowadzili i zamordowali Józefa Nieckarza. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
We wsi Zapałów pow. Jarosław zamordowali Tomasza Cybulkasa i Janinę Górecką.