kalendarz pamięci polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa, 2 lutego

– 1943 roku:

We wsi Grabowiec pow. Hrubieszów: „Dnia 2 lutego 1943 r. śmierć z rąk policjantów ukraińskich poniosły 3 osoby” ( W. Jaroszyński, B. Kłembukowski, E. Tokarczuk: Łuny nad Huczwą i Bugiem, Walki oddziałów AK i BCh w obwodzie Hrubieszowskim w latach 1939 – 1944, Zamość 1992, s. 32).

We wsi Nowomalin k. Ostroga nad Horyniem został zamordowany Wincenty Czyżewski, podchorąży marynarki Wydziału Morskiego SPMW, uczestnik bitwy pod Kockiem. Mordu dokonali Ukraińcy („Lista strat osobowych polskiej marynarki wojennej w latach 1939-1945”).  

We wsi Skomorochy Duże pow. Hrubieszów policja ukraińska z Mołodiatycz  zabiła 3 Polaków (w tym kobietę)  oraz na posterunku w Grabowcu pobiła i żywcem zakopała Polaka ze Skomoroch. Inni:  Dnia 2 lutego 1943 roku policja ukraińska zamordowała 3 mieszkańców wsi narodowości polskiej. Byli to: Michał Boroński, Paweł Jędruszczak i Halina Bugaj. (Jastrzębski…, s. 116; lubelskie)

We wsi Skurcze pow. Łuck Ukraińcy zamordowali 25-letnią Zofię Szpaczek.

W kol. Wsiewołodówka pow. Łuck policjanci ukraińscy zamordowali 5 osób z rodziny Żytowieckich: małżeństwo, dwóch synów i córkę. 

Kol. Załawiszcze pow. Sarny: Czarnecka  Helena zarąbana przez Ukraińców;  Czarnecka Natalia z d. Wojtiuk, zamordowana, gdy była w ciąży. (http://free.of.pl/w/wolynskie/miejsca-z/zalawiszcze-09.html ) 

– 1944 roku:  

W kol. Berezowicze pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 2 Polki:.Stefanię Jagielską  z 20-letnią córką Jadwigą.    

We wsi Boratyn pow. Łuck upowcy, a wśród nich sąsiad Ukrainiec Hanańko, zamordowali 4-osobową rodzinę Kędziorów, która przed Bożym Narodzeniem wróciła do swojego domu; w kwietniu 1944 roku Polacy wydobyli ze studni zwłoki 24 osób, w tym tejże rodziny.

We wsi Borów pow. Kraśnik w pacyfikacji ukraińsko-niemieckiej z udziałem esesmanów ukraińskich ze szkółki podoficerskiej w Trawnikach i SS „Galizien – Hałyczyna”,  policjantów ukraińskich oraz żandarmów niemieckich zamordowanych zostało co najmniej 241 Polaków. Tego dnia jednocześnie z Borowem spacyfikowane i spalone zostały wsie: Karasiówka, Łążek Chwałowski, Łążek Zaklikowski, Szczecyn i Wólka Szczecka. Liczba jej ofiar nie została dotąd precyzyjnie ustalona. Z obliczeń Józefa Fajkowskiego wynika, że zamordowanych zostało ponad 900 osób, z czego 802 ofiary były mieszkańcami sześciu spacyfikowanych wsi, natomiast pozostałe 100 pochodziło z sąsiednich miejscowości (Gościeradowa, Kosina, Mniszka, Starych Baraków, Nowych Baraków, Zaklikowa). Zdaniem Konrada Schullera liczba ofiar pacyfikacji mogła przekroczyć 1000. Najwyższe szacunki mówią o 1300 zamordowanych. Pierwsze zaatakowane zostały wsie sąsiednie. Kiedy sąsiadujące z Borowem wsie stały już w płomieniach, ks. Władysław Stańczak (wikariusz miejscowej parafii) obchodził z wizytą duszpasterską  okoliczne przysiółki. Dostrzegłszy pożary, powrócił do Borowa, którego mieszkańcy zgromadzili się tymczasem w kościele na uroczystej mszy z okazji święta Matki Boskiej Gromnicznej. Dzięki jego ostrzeżeniu część ludności zdołała zbiec i ukryć się na pobliskich bagnach. Wielu mieszkańców Borowa pozostało jednak we wsi, aby ratować swój dobytek. W gronie tym znalazło się w szczególności wiele kobiet i dzieci, gdyż powszechnie spodziewano się, że niemieckie represje spadną wyłącznie na mężczyzn podejrzewanych o współpracę z partyzantką. Pacyfikacja Borowa rozpoczęła się około godz. 11:00. Zabudowania podpalono ogniem artylerii, po czym do wsi wkroczyli Niemcy i ich ukraińscy kolaboranci. Większość schwytanych mieszkańców spędzono na placyk koło dzwonnicy i tam rozstrzelano ogniem broni maszynowej. Wielu innych zakłuto bagnetami lub spalono żywcem. Zginęło łącznie ok. 300 osób. Po wojnie udało się ustalić nazwiska 229 zamordowanych – z czego 183 pochodziło z Borowa, a pozostali byli mieszkańcami sąsiednich miejscowości. Jedną z ofiar pacyfikacji był ks. Stanisław Skulimowski, proboszcz parafii w Borowie. Wieś doszczętnie spalono, niszcząc ponad 200 gospodarstw. „Jak wspomina, ocalały z masakry, ks. Władysław Stańczak: „Wieś została spalona prawie cała, pozostał kościół parafialny, młyn i 5 domów. Zginęło około 200 osób, w tym ksiądz proboszcz Stanisław Skulimowski, kierownik szkoły Tadeusz Praczyński i wiele innych osób, przeważnie starcy, dzieci i kobiety. Napastnicy w czasie akcji strzelali do wszystkich, których spotkali. Zabitych wrzucali do ognia, a nawet mówiono, że zamykali ludzi w domach i podpalali. Inwentarz z całej wsi zrabowali Niemcy wspólnie z Ukraińcami. Kościół z tabernakulum został zbezczeszczony”. (http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/tarnopolskie_dodatek.html). W pobliżu Borowa znajdowała się kwatera główna 1. Pułku Legii Nadwiślańskiej Ziemi Lubelskiej NSZ, którego żołnierze i dowódca – major Leonard Zub-Zdanowicz „Ząb”- często we wsi przebywali. Akcja eksterminacyjna została drobiazgowo przygotowana, a do jej realizacji Niemcy wykorzystali wszystkie dostępne w tym rejonie siły i środki. Główną siłę uderzeniową stanowił prawdopodobnie 1. batalion 4. pułku policji SS oraz policjanci ukraińscy z 5. galicyjskiego pułku ochotniczego SS (Galizisches SS Freiwilligen Regiment 5). Łącznie w pacyfikacji Borowa i sąsiednich wsi uczestniczyło blisko 3000 policjantów, SS-manów i żołnierzy – dysponujących rozpoznaniem z powietrza oraz wsparciem lekkiej artylerii. Schemat pacyfikacji był bardzo podobny, najpierw niemieckie oddziały szczelnie otaczały wsie, które podpalano ogniem granatników i działek przeciwpancernych. Następnie Niemcy i Ukraińcy wkraczali do wsi, po czym idąc od domu do domu mordowali bez względu na wiek i płeć każdego schwytanego Polaka. Miały miejsce wypadki, gdy ludność spędzano do zabudowań, które następnie podpalano lub obrzucano granatami. Dochodziło do aktów wyjątkowego bestialstwa – zakłuwania bagnetami niemowląt i małych dzieci; wrzucania kobiet, inwalidów i starców żywcem do płonących budynków. Młode kobiety były przed śmiercią gwałcone. „Anonimowy redaktor polskiego tłumaczenia (nie opublikowanego) tzw. materiałów aleksandryjskich, których kopia znajduje się w depozycie u profesora Zygmunta Mankowskiego w Lublinie, stwierdził, że SS Galizien pacyfikowała polskie wsie. Wymienił przy tym Borów nad Wisłą w powiecie Kraśnik. Zachował się meldunek żandarmerii o rozgromieniu siłami wojska i policji “600 osobowej bandy bolszewickiej.” 2 lutego 1944 roku  Niemcy zniszczyli twierdze Narodowych Sil Zbrojnych – Borów oraz trzy pobliskie wsie. Zamordowano ponad 700 osób. Kto był sprawcą? Z dostępnych dokumentów wynika, ze Niemcy ograniczyli się jedynie do ostrzelania wsi z dział oraz do ustawienia kordonu aby nikt nie mógł się wymknąć ekspedycji pacyfikacyjnej. Brudną robotę odwaliły formacje pomocnicze. Według raportu polskiego podziemia: “Ukraińcy przeszli swoich nauczycieli: dzieci wrzucali do płonących budynków, starców przygniatali kolanami do ziemi i strzelali w tył głowy.” (Meldunek terenowy, 21 luty 1944, Archiwum Akt Nowych, 202/III-22, 43). Twierdzono, że to właśnie ukraińscy SS-mani brali udział w masakrze. Podkreślano tez, ze “niedobitki uratowały się ucieczką, którą tolerowało wojsko [niemieckie], oburzone metodami [ukraińskich] SS-manów” (Raport, b.d. [marzec 1944], AAN, DR, 202/III-22, 75). Powyższe meldunki znajduj potwierdzenie w powojennych zeznaniach świadków przechowywane w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu w Lublinie. Wynika z nich, ze “po wybuchu pożaru wkroczyła piechota, przeważnie Ukraińcy [sic] pijani, strzelali do ludzi, przebijali bagnetami, małe dzieci żywcem wrzucano do ognia lub do studzien.” Jak wspominał cudem uratowany z masakry żołnierz NSZ Edward Delekta (“Miś”), niektórych uciekinierów z Borowa opatrywali niemieccy sanitariusze. W końcu, “oficer niemiecki zabronił rozstrzeliwania ludności, polecił aby wszystkich spędzono w jedno miejsce.” Nie wiadomo czy oficer był wojskowym czy SS-manem, ale wiadomo, że to on dowodził akcją, bo “Ukraińcy” go się posłuchali” (http://www.eioba.pl/a85316/ukraincy_w_brygadach_miedzynarodowych_hitlera#ixzz0sE3aggXP ). Stacjonujące w pobliżu Borowa jednostki NSZ nie były w stanie podjąć walki z Niemcami, gdyż w związku z nadejściem zimy major Zub-Zdanowicz przejściowo zdemobilizował swój pułk, pozostawiając pod bronią jedynie 50 partyzantów. Wobec przygniatającej przewagi wroga oddział NSZ wycofał się z Borowa do lasów w pobliżu Zaklikowa. Z tego powodu komuniści i ludowcy twierdzili później, że major Zub-Zdanowicz porzucił bezbronną ludność na pastwę Niemców. Podczas pobytu na emigracji został on nawet formalnie oskarżony, iż opuścił wieś „nie wyczerpawszy stojących do jego dyspozycji środków obrony”. W 1947 sprawę rozpatrywał 2. Sąd Polowy przy Polskim Korpusie Przysposobienia i Rozmieszczenia, który umorzył dochodzenie wobec stwierdzenia oczywistej dysproporcji sił polskich i niemieckich. (Za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Pacyfikacja_wsi_polskich_w_Lasach_Janowskich_(1944).

W folwarku Byków pow. Tomaszów Lubelski: „02.02.1944 r. Ukraińcy zam. rodzinę Wolaninów: matkę l. 43, córkę l. 23 i syna l. 5.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw.;  Seria – tom 8).

W przysiółku Chudzińskie należącym do wsi Czernica pow. Brody Ukraińcy zamordowali 6 Polaków, w tym chłopców lat 7 i 12.     

We wsi Horodnica pow. Kopyczyńce w nocy Ukraińcy zamordowali 14 Polaków, w tym spalili żywcem 2 małych dzieci i 77-letnią staruszkę o nazwisku Gajda. Oraz: „Mord w Horodnicy – objaw najdzikszych instynktów tłuszczy ukraińskiej – 7 trupów. W nocy na 3 lutego br. miejscowi i okoliczni Ukraińcy dokonali w 3 grupach planowego napadu na plebanię i domy polskie. Jedna grupa wtargnęła na probostwo, gdzie proboszcz Franków bronił się, zranił ciężką popielniczką 1 z napastników i zdołał uciec. Po dokonanym rabunku napastnicy podpalili budynki. Plebania spłonęła doszczętnie. Napastnicy sądzili, że spalony został i ks. Franków. Ten jednak ocalał. Druga grupa napadła na domostwo Polowego Karola, którego wraz z żoną zastrzelili, następnie siekierą rozbili głowy i wyrzucili mózgi. Trzecia grupa operowała w domostwie Antoniego Kaczana, którego żonę zamordowali, a samego Kaczana zaprowadzili do stodoły i kazali kopać dół. W pewnej chwili Kaczan rzucił się do ucieczki. Napastnicy strzelali za nim, lecz on wskoczył do rzeki, zanurzył się. I tak uszedł pewnej śmierci. Oprócz Karola (l.46) i Macieja (l.44) Polowych oraz Barbary Kaczan (l.38) zostali zamordowani:: Gajda Maria l.78, Gajda Franciszka l.34, Gajda Barbara l.32, Cirko Józef l. 18. (…) Trupy zamordowanych zgromadzili mordercy w stodole Kaczanów w wykopanym dole a stodołę spalili. Znaleziono zupełnie zwęglone szczątki, przedstawiały okropny wygląd.” (1944, 5-11 marca – Meldunek tygodniowy Wydziału Informacji i Prasy Okręgowej Delegatury Rządu we Lwowie dotyczący terroru ukraińskiego, opracowany przez dr Kazimierza Świrskiego, pseud. „Brat”). 

We wsi Ihrowica pow. Tarnopol: „02.02.1944 r. został zam. Konieczko Henryk l. 25”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw., tom 7).

W kol. Józefówka pow. Równe Ukraińcy zastrzelili 2 Polaków.

We wsi Karasiówka pow. Kraśnik w pacyfikacji niemiecko-ukraińskiej zamordowanych zostało co najmniej 114 Polaków (49 kobiet, 37 mężczyzn, 28 dzieci), wiele ofiar spłonęło razem z budynkami. Położona między lasami Karasiówka była niewielką kolonią, liczącą 20 gospodarstw. Część źródeł podaje, że liczba zamordowanych – mieszkańców Karasiówki i pobliskiej Wólki Gościeradowskiej – sięgnęła 142 osób (37 mężczyzn, 49 kobiet i 57 dzieci). Świadkowie zeznali, że w jednej ze stodół spalono żywcem 17 osób. Z kolei rodzina miejscowego gajowego miała zostać zarżnięta nożami. Młode kobiety były przed śmiercią gwałcone.

We wsi Kopań pow. Przemyślany Ukraińcy zamordowali 75 Polaków: „ Przykładami takich akcji, bardzo licznych i stanowiących bez wątpienia dobrze zorganizowane i zaplanowane akty ludobójstwa, były ataki Ukraińców na miejscowości: Kopań – 2 lutego 1944r. i Hanaczów i Hanaczówkę – w nocy z 2/3 lutego 1944r. w powiecie Przemyślany, woj. tarnopolskiego, gdzie zginęło odpowiednio 75 i 56 osób”. (OKŚZpNP IPN we Wrocławiu; w: http://www.zbrodniawolynska.pl/sledztwa/sledztwa-wroclaw ).

Pomiędzy wsią Kuśkowce Wielkie a wsią Śniegorówka (Śnihorowka) pow. Krzemieniec Ukraińcy zaatakowali kolumnę ewakuacyjną ludności polskiej z miasteczka Łanowce długą na około 2 kilometry, odcięli około 150 Polaków, z których wyłapali 129 osób i zatłukli ich drągami i kamieniami. Eskorta niemiecka złożona z 15 żandarmów uciekła nie podejmując walki, podobno tak uzgodnili żandarmi z upowcami.

We wsiach Łążek Chwałowski  i Łążek Zaklikowski pow. Kraśnik Niemcy nadeszli od strony południowej, podpalając zabudowania wsi. Mieszkańcy zaczęli wówczas uciekać w kierunku północnym, nad brzegi rzeki Sanny, gdzie wpadli na zamaskowane niemieckie stanowiska i zostali zmasakrowani ogniem broni maszynowej. Tych, którzy zawrócili, zamordowano na terenie wsi. Ocalały jedynie te osoby, które zdołały przedrzeć się przez niemiecką blokadę bądź znalazły sobie dobre kryjówki. W ślad za informacjami zawartymi w komunikacie konspiracyjnej Agencji Informacyjnej „Wieś” z 4 kwietnia 1944 (nr 11) podaje się często, że liczba ofiar pacyfikacji obu Łążków wyniosła 217 osób. W innych źródłach można jednak znaleźć informację, iż 2 lutego 1944 w Łążku Zaklikowskim zamordowano 191 osób (20 mężczyzn, 66 kobiet i 105 dzieci), a w Łążku Chwałowskim – 86 osób (w tym 63 stałych mieszkańców wsi). Po wojnie udało się ustalić nazwiska 177 ofiar. Obie wsie zostały doszczętnie zniszczone. Część źródeł podaje, że w Łążku Chwałowskim spalono 66 gospodarstw z inwentarzem natomiast w Łążku Zaklikowskim 83 domy mieszkalne i 150 budynków gospodarczych, w których palono żywych, rannych i zabitych. Maria Jagiełło z Łążka relacjonuje: „Słyszałam, że we wsi Łążek dzieci wbijano na koły w płocie, a prowadzonym na stracenie ludziom pokazywano je mówiąc: „macie wasze polskie orły” (Jastrzębski…., s. 154; lubelskie).  

We wsi Niemiłów pow. Radziechów: „27 I – 2 II 44. Niemiłów pow. Radziechów. Zamordowana 1 osoba.” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).

We wsi Postołówka pow. Kopyczyńce Ukraińcy zamordowali kilku Polaków, nazwisk nie ustalono (Władysław Kubów: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003)

We wsi Przekalec pow. Skałat Ukraińcy zamordowali 2 Polaków, w tym sołtysa.

We wsi Sucha Wola  pow. Lubaczów Ukraińcy zamordowali 3 żołnierzy AK : Józefa Gemzika, Franciszka Gemzika lat 27, Antoniego Wojtaka lat 44. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa).

W kolonii Szalenik pow. Rawa Ruska (Tomaszów Lubelski) Ukraińcy zamordowali 3 rodziny, tj. co najmniej 12 Polaków (2 mężczyzn, 7 kobiet, 4 dzieci): „Komendant kolaboracyjnej (a może należy pisać – okupacyjnej?) policji ukraińskiej Iwan Pohoryśkyj wydał rozkaz Stefanii Targosz (lat 18) z Szalenika-Kolonii dostarczenia na posterunek w Lubyczy Królewskiej drewna opałowego. W dniu 2.02.1944 rozkaz został wykonany. Tego samego dnia Stefania Targosz została zgwałcona i zamordowana wraz z wszystkimi Polakami mieszkającymi w Szaleniku-Kolonii w chacie pod lasem „koło Kozielska”„Gdy weszliśmy do domu stryjenki, w korytarzu leżał martwy Bronek. Miał związane ręce. Tato go przytulił i odciął ten sznurek. Pamiętam, jak ręce mojego brata bezwładnie opadły. Po drugiej stronie leżał Latawiec. Miał zaciśnięty pasek na szyi. Stryjenka leżała przy rozbitym oknie. Pewnie chciała uciekać, bo miała całe ręce pokaleczone. Najgorszy był widok małej Kasieńki. Schowała się pod łóżko nakryte kapą. Mogli jej nie zauważyć. Jak weszliśmy do pokoju, zobaczyliśmy widły wystające spod łóżka. Zakłuli małe dziecko widłami. To było straszne. Skąd w ludziach tyle okrucieństwa.” (http://suozun.org/dowody-zbrodni-oun-i-upa/n_ludobojstwo-oun-upa-pod-wsia-zatyle-nazwiska-mordercow/) Wśród zamordowanych byli: Ewa Latawiec (lat 42), Franciszek Latawiec (lat 44), Helena Latawiec (lat 19), Janina Latawiec (lat 7), Anna Raczewska (lat 44), Maria Raczewska (lat 10), Kazimierz Raczewski (lat 3), Bronisław Targosz (lat 18), Józef Targosz (lat 54), Anna Telek (lat 14), Katarzyna Targosz (lat 10), Stefania Targosz (lat 19). Szalenik znajduje się w odległości zaledwie 4 kilometrów od Lubyczy Królewskiej.  

We wsi Szczecyn pow. Kraśnik w pacyfikacji niemiecko-ukraińskiej zamordowanych zostało ponad 300 Polaków, wiele ofiar spłonęło razem z budynkami. Ponadto aresztowano 40 mężczyzn, którzy zostali rozstrzelani 12 i 13 maja w Lublinie (Jastrzębski…, s. 157; lubelskie). „Zenon Mazurek urodził się 24 września 1937 roku, syn Stanisława i Walerii z domu Mendyk. Od urodzenia mieszkaniec wsi Szczecyn w powiecie kraśnickim. Rodzice posiadali 15 morgowe gospodarstwo. Po drugiej stronie drogi było gospodarstwo rodziców matki, dziadka Jana Mendyka, w 1944 roku około 55.letniego, także 15 morgowe. Ziemia była kamienno-piaszczysta. Rodzeństwo Zenona Mazurka, to w 1944 roku: najstarsza siostra Zdzisława, lat 17 – 18; brat Adam, lat 10; oraz najmłodszy Wiesław, „jeszcze na rękach matki”, czyli około 1 roku, którego dalsze losy nie są Panu Zenonowi znane. Wiesław po pacyfikacji trafił do schroniska i ktoś stamtąd zabrał go. Pan Zenon opowiada: „Niemcy przeszli przez Baraki, na początek Szczecyna już w nocy, zatrzymali się w lesie. O 6 rano wystrzelili czerwone rakiety w Łążku, Irenie i Szczecynie. Zaraz potem nastąpił atak. Pierwszy zapalili dom Karola Szczeckiego. Zabili jego żonę, on uciekł. Następny był Konstanty Ciomechel,  dom zapalili. Ale wszyscy uciekli, bo mieszkali przy lesie. Dalej był dom Madeja. Rodziców zabili, uciekła córka Fredka, jej brat Edward i drugi brat, imienia nie pamiętam. Dalej Kędra, imienia nie pamiętam, jego zabili, ocalała jego żona. Potem był Stanisław Wojciechowski zabity, ocalała jego żona i 3 dzieci. Dalej Grot, żona ocalała, ich syn Witek został zabity. Partyka, rodzina ocalała, wszyscy schowali się za pszczelimi ulami w dużym swoim sadzie, tylko ich dom został spalony. Gałązkiewicz zabity z synem, żona uciekła. Stanisław Jeżyński ocalał z dziećmi, zabili jego żonę. Michał Jeżyński, zabity, żona Hanka się uratowała. Grot, ojciec zabity, matka z dziećmi uratowała się w dole kartoflanym. Mozgawa Władysław, wszyscy uratowali się, jego brat był w partyzantce AK. Wcześniej koło wsi Salomin całą noc bili się z partyzantką sowiecką. Konopka zabity, żona i 2 córki uratowały się. Jan Skorupa, zginęła matka, on oraz 2 siostry i 2 synów (Gienek i Stach) uratowało się. Stanisław Kawa zginął, żona i synowa ocalały. Jan Kuśmierz został zabity, żona, 3 córki i syn ocaleli. Chmura, zabity, ocalała żona Natalia i syn Zenon. Pakuła zginął razem z żoną, 2 synów uciekło. Józef Grot zginął razem z 2 synami, żona z córką ocalały; zostały wywiezione je do Niemiec, po wojnie wróciły. Ufniarz zginął razem z żoną, 3 dzieci uciekła. Sensawa zabity z synem i córką, ocalała żona; pogrzebani przy domu z jakimiś sąsiadami. Stanisław Pakuła, dom był murowany, udusili się w dymie w piwnicy żona Stanisława i sąsiedzi, uciekł syn Piotr. Ocalała Franciszka Chmura, lat ok. 60, która zdjęła majtki, nasikała w nie i nałożyła na twarz i tak oddychała. Zginął jej mąż, córka Kazimiera i zięć. Dęga zginął razem z synem oraz zięciem Wojciechowskim. Ocalała żona i 3 dzieci (Bogdan, Maria i Stanisława). Stanisław Szczecki został zabity razem synem, ocalała żona z córką. Ufniarz został zabity, ocalała matka i syn Zygmunt. Władysław Szczecki ocalał z żoną, syna lat 7 zabili. Edward Bąk, zginął razem z żoną, ocalała córka Zofia i jeszcze jedna córka młodsza. Kolejny dom miał Jan Mendyk, mój dziadek; ocaleli: babcia (żona Jana), synowa i syn. Zginął razem z moim ojcem Stanisławem. Nasz dom stał po przeciwnej stronie drogi. Ojciec, Stanisław Mazurek, razem z teściem, moim dziadkiem, Janem Mendykiem, zamiast uciekać zaczęli gasić zgromadzony dla zwierząt na karmę płonący stóg łubinu; Niemcy to zauważyli i ich zastrzelili. Uciekał wówczas Wacek Mendyk, syn Jana, i krzyczał: „Uciekajcie ludzie! Niemcy biją i palą wszystkich!”. Biegł w stronę szkoły. Ojciec i dziadek nie zdążyli uciec. Matysek kowal został zabity z żoną i córką Heleną, uratowała się córka Loda. Zabity został syn Henryk Matysek: Niemiec strzelił u w głowę, która rozpadła się i wszystko się z niej rozlało. Ufniarz, jego syn i zięć Turkowski zostali zabici; ocalała Józefa Turkowska z synem Olkiem. Ufniarz (Władek?) został zabity, ocalała żona i 2 synów. Jagieła, sołtys, wybiegł z domu i niósł pod  pachą wiejskie papiery. Niemiec strzelił do niego, papiery upadły obok a Niemiec kopał je i deptał. Było to koło kapliczki, naprzeciwko szkoły. Szkoła była murowa i dostawiona drewniana. Tutaj zebrali się uciekający ludzie. Tutaj byłem z moją babcią, matką i bratem. Kto uciekał dalej, Niemcy do niego strzelali. Złapanym kazali położyć się na brzuchach na wzgórzu i strzelali do nich, w głowę i gdzie popadło. Przy mnie zabili koło 15 osób. Reszcie spod szkoły Niemcy kazali iść na „Paramę”, czyli inną część wsi Szczecyn. Od domu Dęgi i krzyża, który stał obok, drogą wysadzoną lipami pogonili nas pod Kamienną Górę. Było nas około 70 – 80 osób, może nawet więcej. Pod Kamienną Górą były już pokopane doły i ustawione karabiny maszynowe. Kobiety płakały: „Tu zginiemy. Tutaj nas zastrzelą i zakopią”. Nagle od Gościeradowa z góry jedzie samochód willys, podjeżdża, wysiada z niego trzech Niemców. Podeszli do Niemców stojących z bronią gotową do strzału i zaczynają coś mówić i machać rękami. Nie rozumiemy, bo nie znamy niemieckiego. Ale Niemcy opuszczają na dół karabiny, zwijają swoje stanowiska. A nas zaczęli gonić w kierunku Gościeradowa, około 3 km. Te doły na Kamiennej Górze przygotowane na nas są chyba do dzisiaj. Zatrzymują nas pod kościołem w Gościeradowie. Kobiety mówią: „Teraz wywiozą nas do Niemiec, albo na Majdanek na spalenie”. Moja matka z bratem zaczęła uciekać do domu organisty, a Niemiec ją przepuścił. Inne kobiety, bez małych dzieci, bili kolbami i wracali. Ale parę matek z dziećmi na ręku puścili. Wieczorem podjechały samochody, chyba ze sześć, upchnęli nas ciasno, ze dwadzieścia osób na jednej pace platformy i zawieźli do Kraśnika. To była jakaś duża hala. Na drugi dzień rano przytoczyli beczkę marmolady. I myśmy ją jedli rękami, bo żadnych naczyń nie było. Około południa zaczęli sortować ludzi. Młode kobiety i bez dzieci na jedną stronę, stare z małymi dziećmi na drugą stronę. Babcia wzięła mnie za rękę i trafiliśmy do tej drugiej grupy. W tej grupie było nas ze 40 osób. Wyprowadzili nas na ulicę i rozkazali: „Uciekać do domu!” Uciekaliśmy ile sił. Babcia szła ze mną na Annopol, Olbięcin i Gościeradów. Z paroma innymi osobami szliśmy całą noc. Szliśmy przez kolonię Gościeradowską, leśniczówkę Sadki,  do rodziny Jabłońskich w Salominie. Wszyscy byli już u tej rodziny. Na drugi dzień postanowiono jechać do Szczecyna, bo tam zostały krowy, koń, kury. Wszystko było wypuszczone z zagród, ale nie było wtedy śniegu i jak na luty było ciepło. Wszystkie zwierzęta we wsi stały przy swoich popalonych zagrodach i domach, które jeszcze dymiły i bił od nich żar. Nie było tylko gospodarzy, na których czekały. Nasz koń też stał przy palenisku. Był też pies, pilnował. To co mogli zabrali, ale musieli uciekać. Od strony „Paramy” szedł  chyba Janek Kuśmierz i powiedział, żeby uciekać,  bo do wsi przyjechało na koniach 3 Niemców z posterunku policji w Annopolu, z komendantem, co miał taką szramę na policzku, i już dobili rannego Skorupę, który leżał w rowie i jęczał. Podpalili też ostatni ocalały dom Kolagi we wsi. Uciekli więc szybko do lasu, a potem do Salomina. Następnego dnia zaczął sypać śnieg, a za dwa dni było go już ponad 20 cm. Gdy wybrali się ponownie, aby  pochować zwłoki ojca i dziadka, nie mogli ich już odnaleźć. Udało się to dopiero za kilka dni, leżały między topolami przy drodze. Z niedopalonych desek została zbita jedna skrzynia , a umieszczone w niej razem zwłoki Stanisława Mazurka i Jana Mendyka zostały potajemnie nocą pochowane na cmentarzu w Gościeradowie. Tak robiono z wszystkimi odnalezionymi zwłoki. Ludzie i ksiądz bali się Niemców i nie ryzykowali pochówków oficjalnych podczas dnia. We wsi jeszcze na wiosnę lisy rozciągały trupy. W maju wróciliśmy do Szczecyna. W ziemi został wykopany dół, taka „ruska ziemianka”, nad nim zrobiony szałas. Zamieszkałem z matką, siostrą Zdzisławą i bratem Adamem. Po drugiej stronie drogi w takim samym „domu” zamieszkała babcia Mendyk, jej wnuk Tadek oraz syn Wacław i synowa.”  Pan Zenon Mazurek stwierdza, że Niemcy byli tylko dowódcami, żołnierzami byli Ukraińcy. Bo Niemcy nie używaliby słów: „paszoł”, „paszła”, udieraj”, „siuda”, „smatrij”, czy zaglądając do piwnicy nie mówiliby „kartoszki” –  na całe szczęście nie zauważyli schowanej w niej rodziny. Kiedy sąsiadujące z Borowem wsie stały już w płomieniach, ks. Władysław Stańczak (wikariusz miejscowej parafii) obchodził z wizytą duszpasterską  okoliczne przysiółki. Dostrzegłszy pożary, powrócił do Borowa, którego mieszkańcy zgromadzili się tymczasem w kościele na uroczystej mszy z okazji święta Matki Boskiej Gromnicznej. Dzięki jego ostrzeżeniu część ludności zdołała zbiec i ukryć się na pobliskich bagnach. Wielu mieszkańców Borowa pozostało jednak we wsi, aby ratować swój dobytek. W gronie tym znalazło się w szczególności wiele kobiet i dzieci, gdyż powszechnie spodziewano się, że niemieckie represje spadną wyłącznie na mężczyzn podejrzewanych o współpracę z partyzantką. Jedną z ofiar pacyfikacji był ks. Stanisław Skulimowski, proboszcz parafii w Borowie, którego ciało oblano benzyną i podpalono. Jak wspomina, ocalały z masakry, ks. Władysław Stańczak: „Wieś została spalona prawie cała, pozostał kościół parafialny, młyn i 5 domów. Zginęło około 200 osób, w tym ksiądz proboszcz Stanisław Skulimowski, kierownik szkoły Tadeusz Praczyński i wiele innych osób, przeważnie starcy, dzieci i kobiety. Napastnicy w czasie akcji strzelali do wszystkich, których spotkali. Zabitych wrzucali do ognia, a nawet mówiono, że zamykali ludzi w domach i podpalali. Inwentarz z całej wsi zrabowali Niemcy wspólnie z Ukraińcami. Kościół z tabernakulum został zbezczeszczony”.Jak twierdzi historyk Marek Chodakiewicz, „pacyfikacja Borowa i okolic była przede wszystkim na rękę komunistom”. Istnieje wiele poszlak wskazujących na komunistyczną inspirację zbrodni w Borowie. Tak uważa np. wachmistrz Edward Bryczek „Ostoja”, żołnierz Batalionów Chłopskich, który twierdzi, że pacyfikację przeprowadzono na podstawie komunistycznego donosu do Niemców na NSZ. Donos ten miał widzieć na własne oczy jeden z wywiadowców BCh na posterunku policji granatowej w Kraśniku. Komuniści przez lata śledzili i wyłapywali ludzi związanych w czasie wojny z Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Jeden z procesów odbył się w 1953 r., a wśród skazanych znaleźli się żołnierze NSZ ze zgrupowania „Zęba”, oraz ks. Władysław Stańczak, którego skazano na 6 lat więzienia.”  (Stanisław Żurek: Przeżyłem pacyfikację Szczecyna; w: Zakazana Historia, nr 7-8 z 2019 roku)  

We wsi Tarnoszyn pow. Rawa Ruska Ukraińcy zamordowali w tutejszym folwarku Byków 4-osobową rodzinę polską Wolaninów: Ludwika, jego żonę Rozalię, córkę Marię lat 23 (nazwisko po mężu nieznane) oraz jej 4-letniego syna Eugeniusza.  Inni: „W połowie lutego rezuni UNS nawiedzili dom rodziny Wolaninów w kolonii Tarnoszyn, w której syn gospodarza, Ludwik Wolanin, ożeniony był z Ukrainką z Dynisk. Nakazali wszystkim domownikom wyprowadzenie się jak najdalej od Tarnoszyna. Śnieg i tęgi mróz zatrzymał Wolaninów w domu. Pod koniec lutego rezuni nawiedzili ich znowu i wtedy doszło do mordów. Z całej rodziny przeżyła tylko Ukrainka, która tego dnia była u swojej rodziny w Dyniskach. Zamordowani bestialsko zostali: Ludwik Wolanin (l. 58), jego żona Rozalia (l. 55), syn Ludwik (l. 25), córka Maria (l. 18) i wnuczek Eugeniusz (l. 4).” (Marian Adam Stawecki: „.Rajd śmierci pod Tomaszowem Lubelskim”;  „Tygodnik Tomaszowski” nr 12 z 20 marca 2012 r; w: http://www.tygodniktomaszowski.pl/index.php option=com_content&view=article&id=304%3Ahistoria-rajd-ierci&catid=5%3Ahistoria&Itemid=7).

We wsi Wacławice pow. Przemyśl Ukrainiec Mykoła Kaczmaryk zamordował Stanisława Grabowskiego.

W kol. Wełnianka pow. Łuck w wyniku fałszywego oskarżenia Ukraińców o współpracę z Niemcami Sowieci aresztowali 2 Polaków, członków samoobrony, jednym z nich był były powstaniec wielkopolski Władysław Glejzman.

We wsi Wołowe pow. Bobrka został zamordowany przez UPA  1 Polak, gajowy (Edward Orłowski…, jw.). 

We wsi Woroniaki pow. Złoczów Ukraińcy zamordowali Józefa Gorczakowskiego.

We wsi Woronówka pow. Kostopol: Wiktor Muchorowski i siostra Helena byli w oddziale „Bomby-Wujka”. Wiktor został uprowadzony przez „UPA” w 1944 roku w dniu święta Matki Boskiej Gromnicznej spod kościoła we wsi Woronówka i zaginął bez wieści. (http://www.wolyn.freehost.pl/miejsca-b/bialaszowka-03.html )

We wsi Wólka Szczecka pow. Kraśnik w pacyfikacji niemiecko-ukraińskiej zamordowanych zostało co najmniej 323 Polaków (186 mężczyzn, 68 kobiet, 69 dzieci), spalono 359 gospodarstw, w tym z ciałami dalszych ofiar. Szczecyn stał już w płomieniach, gdy zaatakowana została Wólka Szczecka. Zabudowania ostrzelano ogniem artylerii i broni maszynowej, po czym Niemcy i ich kolaboranci z dwóch stron wkroczyli do wsi i rozpoczęli systematyczną masakrę. Świadkowie wspominali, że podczas pacyfikacji miały miejsce liczne przypadki palenia ludzi żywcem. Kilkadziesiąt osób zamknięto w stodole gospodarza Kobylickiego (vel Kobylnieckiego), którą następnie podpalono. Wieś licząca ponad 200 budynków (w tym 70 mieszkalnych) została niemal doszczętnie spalona. Zrabowano inwentarz i cenniejsze dobra. „02.02.1944 zostali zamordowani przez żandarmerię (nazwiska nie wymienione przez s. Jastrzębskiego): 1. Burek Czesław l. 3, 2. Burek Bogdan l. 1, 3. Burek Janina l. 15, 4. Burek Julianna l. 7, 5. Burek Leokadia l. 4, 6. Buwaj Stanisław l. 12, 7. Kszywa Zofia, 8. Kwaśniak Jan l. 12, 9. Mazurek Maria l. 55, 10. Mazurek Sabina l. 4, 11. druga Sabina l. 18, 12. Mazurek Walenty l. 8, 13. Mazurek Władysław l. 44, 14. Mazurkiewicz Aniela l. 35, 15. Nowak Sabina l.16, 16. Szewc Józefa l. 40, 17. Szewc Stefan l. 32.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw.;  Seria – tom 8).

We wsi Zaturce pow. Horochów Ukraińcy zastrzelili 20-letniego Marka Woronowa.

W miasteczku Zwierzyniec pow. Zamość bojówkarze ukraińscy zamordowali 20 Polaków. 

2 lutego 1944 roku w kol. Przebraże pow. Łuck po wejściu Sowietów rozbroili oni polską samoobronę, mężczyzn powołano do wojska do I Armii WP, natomiast żołnierzy AK  aresztowano i skazano potem na lata więzień i zsyłek na Sybir, skąd wielu już nie wróciło.

– 1945 roku:

We wsi Borownica pow. Dobromil Ukraińcy uprowadzili i zamordowali 3 Polaków. Inni: „2 lutego 1945 r. na drodze do Dynowa zostali zamordowani przez banderowców mieszkańcy Borownicy: Franciszek Budnik, Jan Metyk, Jan Pocałuń i Jan Wójcik.” (Artur Brożyniak: „Zagłada Borownicy. 20 kwietnia 1945 r.”; w: „Głos znad Sanu”, nr 21, 2012 r.).  IPN Rzeszów, śledztwo w sprawie zabójstwa Franciszka B., Jana M. i Jana P. w lutym 1945r., w nieustalonym miejscu, na terenie woj. podkarpackiego. Śledztwo prowadzone w zakresie zabójstwa Franciszka B., Jana M. i Jana P. nie doprowadziło do wyjaśnienia wszystkich okoliczności tego zdarzenia. Ustalono jedynie, iż zaginęli oni wraz z wozem konnym, którym podróżowali 2 lutego 1945 r. w drodze do Borownicy.

We wsi Czahary Zbaraskie pow. Zbaraż po torturach zamordowali 17-letniego Gustawa Drobnickiego   ukrywającego się u Ukraińca oraz jego matkę (Kubów…, jw.). 

We wsi Dubka woj. stanisławowskie: „02.02.1945 r. zostali zamordowani: 1-2. Dżawynowycz Jan s. Franciszka (urodzony w r.1902) oraz Szmegiel Józef s. Michała (brak r. ur.)” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw.;  Seria – tom 8).

We wsi Jezierna pow. Zborów spalili żywcem 2 Polaków: Marka Kamińskiego i jego żonę.

We wsi Młyniska pow. Trembowla zamordowano lub spalono 20 osób. Ustalono 14 nazwisk, wśród nich 5 kobiet, 5 dzieci, 4 mężczyzn, wśród nich nazwisko Woźniak Jan lat 42. Rannych zostało 20 osób. (http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=404924 ).

We wsi Niemstów pow. Lubaczów miejscowi Ukraińcy zamordowali Rozalię Mazurek. 

We wsi Porchowa pow. Buczacz  po mszy pożegnalnej odprawionej przez ks. proboszcza Franciszka Rozwoda  Polacy zaczęli  wyjeżdżać, w okolicach wsi Zubrzec na jadących na 3 furmankach 4 Polaków napadli Ukraińcy i zamordowali ich (w tym ojca z 12-letnim synem) zabierając wozy i konie.

W miejscowości Uście Zielone pow. Buczacz  podczas nocnego napadu bandy iUPA i okolicznych chłopów ukraińskich zginęło 133 Polaków, byli oni paleni żywcem, wiązani drutem kolczastym całymi rodzinami i topieni w rzece Dniestr, rąbani siekierami. Kilkunastu schwytanych chłopców z  „Istriebitielnego Batalionu” banderowcy wyprowadzili do rzeki Dniestr, rozebrali do naga i kazali tańczyć po lodzie strzelając im w nogi, kto upadł, żywy czy martwy, był spychany do przerębli pod lód. Ukrainiec Sławko Hołub za odmowę mordowania Polaków powieszony został za ręce na drzewie i skłuty bagnetami, na piersiach powieszono mu kartkę: „Chto ne znamy, toj proty nas.” 

– 1946 roku:

We wsi Łukowe pow. Lesko podczas napadu bandy UPA na posterunek MO poległ milicjant Szczepan Podsobiański,  natomiast 3 innych milicjantów zostało uprowadzonych i zamordowanych.

We wsi Ropienka pow. Lesko: „02.02.46 r. został zamordowany Karol Jun.”  Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw.;  Seria – tom 8).