kalendarz pamięci polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa, 7 lutego

– 1942 roku:

We wsi Aleksandrów pow. Biłgoraj Niemcy z Ukraińcami zamordowali 2 Polaków i spalili 4 gospodarstwa.

– 1944 roku:

W mieście Lwów policjanci ukraińscy zastrzelili 2 Polaków oraz zrabowali ich dokumenty (byli to:18-letni Tadeusz Bąk oraz Zdzisław Nestorowski).  „Dnia 7.II.1944 r. około godz. 21.30. zostały znalezione zwłoki Polaka BONKA Tadeusza, lat 18, zam. we Lwowie, pl. Kapitulny 2, który został zastrzelony przez nn. sprawców na ul. Miłkowskiego. Dokumenty osobiste zrabowano.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43). „7.II. Bonk Tadeusz, l. 18, zastrzelony przez NN sprawców na ul. Miłkowskiego, zam. pl. Kapitulny 2. Dokumenty zrabowano.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).

We wsi Małków pow. Hrubieszów kozacki ostlegion oraz policjanci ukraińscy zamordowali co najmniej 25 Polaków. „07.02.1944 pododdział z ostlegionu kozackiego i policjanci z Kryłowa napadli na Małków w hrubieszowskim; zamordowano ok 25 Polaków i spalono domy. Gdy na pomoc przybył pluton BCh “Rysia”, do walki włączył się miejscowy pododdział USN.” (Czesław Buczkowski: SAHRYŃ w latach 1942-1944; w:  http://kresy.info.pl/component/content/a….atach-1942-1944; 25 września 2011).

We wsi Puków pow. Rohatyn Ukraińcy zamordowali 6 rodzin polskich; 30 Polaków.  („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 8/44; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122).

W mieście powiatowym Sokal został zamordowany przez bandę UPA  Zeidl Zdzisław, leśniczy. (Edward Orłowski…,  jw.). 

W miasteczku Wiśniowiec Nowy pow. Krzemieniec; w 1949 roku z polecenia władz zakonnych ojciec Mateusz Trzeciak i ojciec Michał Machejek przesłuchali ocalałych świadków. Na podstawie ich zeznań odtworzyli przebieg dramatycznych wydarzeń w wiśniowieckim klasztorze karmelitów bosych z 7 lutego 1944 roku. Fragmenty ich relacji: „W dniu 6 lutego 1944 roku w klasztorze było jeszcze około 40 mężczyzn i 150 kobiet z dziećmi. Dnia 6 lutego 1944 roku dwaj księża, kapelani węgierscy, namawiali ojca Kamila, by z nimi uciekał. Zgodził się więc wreszcie ojciec Kamil na opuszczenie Wiśniowca, zwłaszcza, że brat Cyprian i co poważniejsi ludzie, bardziej orientujący się w grozie położenia, usilnie go do tego nakłaniali. Od wojska węgierskiego, za pośrednictwem wspomnianych dwóch kapelanów, otrzymał dwa samochody ciężarowe na rzeczy klasztorne, które wcześniej przygotowane prędko załadowano. Wielu ludzi, dawniej zdecydowanych zostać wraz z ojcem Kamilem, zmieniło swój zamiar. Wieczorem, 6 lutego, niewielu było już takich, którzy zdecydowali się zostać. W nocy jednak nieznany człowiek, Ukrainiec wszakże, przyniósł list do ojca Kamila, w którym namawiano go do pozostania w klasztorze wraz z wszystkimi Polakami, by w ten sposób powiększyć zastęp ludzi uzbrojonych, by stworzyć oddział mogący stawić czoło nie tylko bandom grasującym, ale także wałęsającym się maruderom wojskowym. Chociaż list był początkiem zasadzki, jak później się okazało, ojciec Kamil uwierzył jego zapewnieniom i cofnął swe postanowienie wyjazdu z Wiśniowca. Dlaczego tak postąpił? Trudno dziś powiedzieć. Przecież dobrze znał przewrotność i podstępność Ukraińców. Może łudził się szczerością i zapewnieniami autora listu? Może nawet niejasno przewidywał przyszłe dni, a do decyzji pozostania skłonił go widok owej garstki pozostałych ludzi, którzy dla braku środków nie mogli iść w świat, bo nie mieli w czym i do kogo? Byli prawie bosi, nieubrani, z małymi dziećmi, a ponadto głodni. Tymczasem na dworze była zima, śnieg sięgał metra grubości. Widocznie żal mu było zostawiać tych najuboższych na niepewny los. Został więc, zostali i inni na męczeńską śmierć. Kapelani węgierscy odjechali nazajutrz rano o godzinie 7. Ostatnie zaś frontowe oddziały wojsk węgierskich opuściły Wiśniowiec o godzinie 12 w południe dnia 7 lutego 1944 roku. Tegoż dnia ojciec Kamil, widocznie bardzo zmęczony, a może uspokojony owym listem, położył się wcześniej spać, tak że o godzinie 9 już twardo spał. Wtedy dały się słyszeć dobijania do klasztoru. Organista Franciszek Ciesielski, mieszkający w tej samej celce, obudził natychmiast ojca Kamila i oznajmił, że Ukraińcy usiłują wedrzeć się do klasztoru. Wyważyli już nawet drzwi zewnętrzne przy pomocy siekiery i łomu. Ojciec wyszedł do nich. Dwóch banderowców zażądało od ojca lampy i klucza do piwnicy, twierdząc, że tam jest broń. Ojciec Kamil zaczął im tłumaczyć, że tam broni nie ma. Ale Ukraińcy nie chcieli tego słuchać, tylko coraz natarczywiej domagali się, by ojciec Kamil szedł z nimi, z kluczem. Ojciec poszedł. Maria Ciesielska, która schroniła się na noc w szopie stojącej niedaleko lochu, w świetle księżyca doskonale widziała ojca Kamila idącego po prawej stronie Ukraińca, który w lewej ręce trzymał lampę, a w prawej rewolwer. Ojciec Kamil, przeczuwając coś złego, szedł powoli i tłumaczył łagodnie Ukraińcowi: «Proszę pana, tam nie ma nic, tylko kartofle». Ukrainiec jednak milczał. Świadek dokładnie widziała, z jaką ostrożnością ojciec Kamil zstępował po schodach do lochu. Po wejściu do piwnicy Maria usłyszała przejmujący okrzyk ojca Kamila: «Jezu!». I w tej chwili rozległ się jeden wystrzał. Maria domyśliła się, że ojciec Kamil został zastrzelony. I teraz dopiero zaczęło się krwawe, okrutne, z zimną krwią dokonywane morderstwo. Opowiadała o tym Marii Ciesielskiej pewna Ukrainka będąca wówczas w klasztorze. Po zabiciu ojca Kamila Ukraińcy rzucili się do klasztoru. Brat Cyprian chciał schronić się w tej jego części, gdzie znajdował się szpital prowadzony przez Ukraińca, doktora Kozyrowa, ale go tam nie wpuszczono. Ukraińcy chwycili więc brata Cypriana i jako drugiego zamordowali w piwnicy. Trzecim z kolei był Franciszek, syn Marii Ciesielskiej. Ukrainiec, który po niego przyszedł, zastał go na modlitwie w kąciku celi u stóp figurki Matki Boskiej. Odezwał się: «Franek, czego się ty kryjesz?». Organista odpowiedział wymijająco: «Nie kryję się, tylko czapki szukam». Wówczas oprawca z zimną krwią, choć go widocznie znał, poprowadził organistę do lochu, gdzie go zamordowano. I tak przez 3 godziny, pojedynczo, prowadzono z klasztoru wszystkich mężczyzn do lochu, by zadać im śmierć. Wreszcie około godziny 12 w nocy spędzono do drugiej piwnicy wszystkie kobiety i dzieci w liczbie około 150 i rzucono tam 3 granaty. A potem wszystko się uciszyło. W nocy z 8 na 9 lutego, z wtorku na środę, Ukraińcy obrabowali klasztor i kościół. Potem nawieźli słomy do kościoła i około godziny 9 rano dnia 9 lutego podpalili go. I spłonął wiśniowiecki kościół karmelitów bosych. Zostały tylko sczerniałe mury”. (http://prasa.wiara.pl/doc/1918926.Meczennicy-z-Wisniowc ) . 

We wsi Zakrzemienna pow. Brzeżany: „07.02.1944 r. został zam. Helak Ignacy, rolnik..” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw., tom 7)

– 1945 roku:

We wsi Bereska pow. Lesko w walce z bandą UPA poległ milicjant Aleksander Waga, ur. 1922 r.

We wsi Kociubińce pow. Kopyczyńce zamordowali 8 Polaków i 2 Ukraińców. Ksiądz  Jan Walniczek był torturowany przez pięć godzin: zdzierali mu skórę, rany zalewali atramentem, oblewali wrzącą wodą, wreszcie przywiązali go do ściany i rzucali w niego nożami. Małżeństwo Waleria i Władysław Monasterscy, oboje po 20 lat, było torturowane: wydłubali im oczy, ucięli języki i tak okaleczonych przywiązali do płotu, gdzie w męczarniach konali. (Komański…, s. 235).

We wsi Puźniki pow. Buczacz „z rąk Ukraińców zginęli: Jasińska Domicela l. 44, Jasińska Władysława l. 32, Jarzycka Stanisława l.10, Kulikowska Genowefa l. 41, Łapiak Anastazja l. 38, Łapiak Kazimierza l. 10, Tyc Józef l. 40.” (Kubów…, jw.).

Koło wsi  Średnia Wieś pow. Lesko w zasadzce bandy UPA zginęło 3 milicjantów z MO w Hoczwi. 

We wsi Zalesie Koropieckie pow. Buczacz  Ukraińcy wracając z pogromu Polaków w Baryczu  do swojej bazy w rejonie wsi Zubrzec przez cały dzień wyłapywali Polaków i gromadzili w dużej, pustej suszarni tytoniu, spędzili tak około 60 – 70 Polaków, powiązali im sznurkami i drutami ręce, suszarnię zamknęli, oblali benzyną lub naftą i podpalili. Wszyscy spłonęli żywcem, w większości były to kobiety i dzieci. Grupę polskich kobiet z dziećmi zamknięto w jednym z domów i poddano przesłuchaniu połączonemu z biciem, w celu wydobycia informacji o samoobronie w sąsiedniej wsi Puźniki. Po przesłuchaniu uwięzionych zastrzelono bądź zarąbano siekierami. Władysławie Jasińskiej założono na szyję pętlę i ciągnięto po podłodze aż skonała. Wieczorem sprawcy znieśli ciała zabitych w jedno miejsce, oblali naftą i spalili. Spalono także 11 domów, a do ognia wrzucano żywych ludzi. Jeden z wydanych tutaj „wyroków” ukraińskiego „Trybunału”, czyli sadu OUN brzmiał: „Józef Tyc, lat 40, żonaty, troje dzieci. Za chodzenie po ukraińskiej ziemi, jedna godzina chłosty przez dwóch „striłców”, po chłoście spalenie żywcem” (Franciszek Markowski; w: Komański…, s. 671). „Chciałam prosić o umieszczenie na liście ofiar mojej babci Klementyny Stefańskiej. Została zamordowana 7.02.1945 w Zalesiu pow. Buczacz. Pochowana jest w Monasterzyskach 11.02.1945 roku. Z opowiadań rodziny dziś już nielicznej wiem ze, była to spora grupa osób, którym ze względu na zagrożenie napaścią ze strony upowców przydzielono konwój wojskowy. Mimo tego zostali napadnięci, osobom, którym nie chciała zejść z palca obrączka czy pierścionek po prostu obcinali palce. Potem wszystkich spędzili do stodoły i żywcem spalili. Mój tata rozpoznał zwłoki matki jedynie po medaliku nadtopionym, ale był schowany pod swetrem i dlatego go nie znaleźli” (Izabela, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl).  „8 lutego w oddalonym o 4 km od Puźnik Zalesiu dokonano masakry mieszkających tam Polaków, a także stających w ich obronie ukraińskich sąsiadów. Młynarza Jarosława Danyłewycza, syna Ukraińca i Polki, który próbował przeciwstawiać się masakrze, przywiązano do sań i włóczono polnymi drogami. Po kilkudziesięciu kilometrach skatowanego przywalono kamienną płytą, aby skonał w męczarniach. Jego matkę Bronisławę spalono żywcem w suszarni tytoniu wraz z grupą innych Polaków. W Zalesiu znaleźli się też mieszkańcy Puźnik, a także sąsiedniej Nowosiółki zagarnięci przez banderowców z obstawionych dróg. Kilkunastoletnią Danutę Borkowską z babcią oraz Marię Jarzycką, Władysławę Jasińską, Anastazję Łapiak, Domicelę Jasińską i Genowefę Kulikowską wraz z dziećmi zaprowadzono do jednego z domów, gdzie próbowano torturami wymusić informacje na temat polskiej samoobrony w Puźnikach. Władysławie Jasińskiej założono na szyję pętlę i ciągnięto po podłodze aż skonała, inne kobiety zarąbano siekierami bądź zastrzelono. Z masakry ocalała Danuta Borkowska: „Przytomność odzyskałam o świcie i widziałam obok mnie leżącą martwą babcię Borkowską i małą Stasię Jarzycką. Wtedy do izby wszedł stary Ukrainiec, znajomy mojego ojca. Kiedy to zobaczył, zaczął płakać i kląć na Ukraińców. Zwrócił się do mnie, abym poszła razem z nim, to on mnie uratuje. Podniósł mnie, a kiedy stanęłam na własnych nogach, poczułam się pewniej, mogłam iść o własnych siłach. Skorzystałam z tego i zaczęłam uciekać w stronę Puźnik”. (Maciej Dancewicz: Zagłada Puźnik; w: http://archiwum.rp.pl/artykul/792151-Zaglada-Puznik.html ; 10-07-2008). „7 lutego 1945 roku banda UPA „Bystrego” wkroczyła na terytorium rejonu koropieckiego od strony rejonu buczackiego obwodu tarnopolskiego. Okrążyła wieś Zalesie, nie wypuszczając nikogo ze wsi do późnego wieczora. Następnie w wymienionej wsi banda dokonała pogromu cywilnej ludności polskiej i ukraińskiej. Spaliła 11 domów mieszkających tam ludzi i w bestialski sposób zamordowała 37 cywilnych obywateli. W czasie pogromu bandyci spędzili miejscową ludność do jednego z domów, okrutnie torturowali, po czym mordowali zarówno dorosłych, jak i dzieci. Następnie złożyli zabitych w jednym miejscu, oblali naftą i podpalili. Niektórzy mieszkańcy byli wrzucani do ognia żywcem. Opuszczając wieś, banda zabrała ze sobą kierownika młyna Danilewicza, którego, podczas pościgu za bandą, znaleziono zamordowanego na drodze koło wsi Złota Lipa [?] rejonu tłumackiego obwodu stanisławowskiego. W wyniku dokonanej przez bandytów we wsi Zalesie masakry zamordowano 37 osób cywilnych: Polaków – 22 osoby, Ukraińców – 15.

Nocą z 13 na 14 lutego o godzinie 4 [nad ranem] od strony wsi Zalesie banda UPA „Bystrego” okrążyła wieś Puźniki rejonu koropieckiego obwodu tarnopolskiego i zaczęła podpalać domy mieszkalne oraz zabudowania gospodarskie. Mieszkańcy wsi, ratując się przed ogniem, wybiegali z płonących domów i natychmiast byli z bliskiej odległości rozstrzeliwani przez bandytów. Banda UPA spaliła we wsi Puźniki 172 domy mieszkalne i w bestialski sposób zamordowała 82 osoby cywilne. Podczas pożaru spaliły się 63 sztuki bydła rogatego.

W pierwszej połowie lutego 1945 roku banda „Bystrego” we wsi Niskołazy rejonu koropieckiego spaliła około 80 domów i zamordowała 23 mieszkańców narodowości polskiej.

Naczelnik Koropieckiego RO MGB Kapitan KURIENNOJ

9 marca 1951 roku” (Notatka naczelnika RO MGB w Koropcu z 9 marca 1951 r. w sprawie aktów terroru UPA w 1945 r. W: PA SBU, F. 26, op. 2, spr. 2, k. 11–12.)

We wsi Żeżawa pow. Zaleszczyki  z rąk Ukraińców zginął Malinowski Eugeniusz l. 17 mieszkaniec Iwania Złotego. (Kubów…, jw.)

– 1946 roku:

We wsi Krzywe pow. Brzozów Ukraińcy zamordowali 21-letniego Antoniego Dobrzańskiego.  

We wsi Mrzygłody Lubyckie gm. Lubycza Królewska pow. Tomaszów Lubelski: „07.02.1946 r. zostali uprowadzeni i zamordowani przez bojówkarzy z sotni „Żeleźniaka” Bzdel Ignacy l. 54, jego córka Emilia l. 22 i synowie: Jan l. 15 i Bazyli l. 12.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw.; Seria – tom 8). 

We wsi Tyrawa Wołoska pow. Sanok w walce z Ukraińcami poległ Tadeusz Żołnierczyk z samoobrony.