kalendarz pamięci polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa, 27 marca

– 1943 roku:

W kol. Kadobyszcze (Nowa Natalia) pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 18 Polaków, w tym siekierami zarąbali 8-osobową rodzinę Gliwińskich (rodziców i ich 6 dzieci). „Antoni Kossowski po postawieniu gospodarki w Nowej Natalii (potem Kadobyszcze), co miało miejsce według moich przypuszczeń w 1906 roku, został powołany na stanowisko wójta w gminie Bereźne powiatu rówieńskiego. (…) Gdy więc sprowadził się do Natalii Nowej około roku 1903, miał już 42 – 43 lata. W tym czasie był już dobrze obeznany z gospodarowaniem na roli. Gospodarował więc już na swoim i to dobrze. Nawet ci, co go potem zabijali, stwierdzili zgodnie w języku polskim „To był bardzo dobry gospodarz.” „Dlaczego więc zabiliście go, tak już starego i jego chorą żonę” – zapytałem. Odpowiedź: „Bo byli Polakami.” Tylko dlatego. Samo to stwierdzenie jest przyznaniem się do ludobójstwa. Mówili to przecież sami wykonawcy zbrodni – Łyszczyszyn i Morykoń. Oni mówią to otwarcie. Tylko rząd nie chce tego uznać, bo zbrodnie ludobójstwa nie ulegają przedawnieniu. Wolą kłamać, fałszować fakty. Powołują się na jakieś przedpotopowe wydarzenia. (…) Będąc osobiście w 1998 r. na miejscu zbrodni w Kadobyszczach, rozmawiałem z jednym z morderców – Iwanem Łyszczyszynern, On swego czasu był parobkiem u Kossowskiego. Powiedział, że zamordowali Kossowskiego i jego żonę „bo Polak.” Bez żadnego innego komentarza. Zapytałem, gdy staliśmy na miejscu naszego podwórka vis a vis chałupy „A gdzie ich zabijaliście? W chacie?” Odpowiedział podniesionym głosem „Nie, tam”, pokazując ręką w stronę narożnika byłego płotu. Chciałem, aby podszedł na to miejsce, ale nie chciał. Więc ruszyłem sam – on nagle krzyknął „Aaa” i przywołał mnie do siebie. Powiedział „Wona szła tudy i trusła sia taka horbata.” Zapytałem zatem „A on?” Nic nie odpowiedział, spuścił głowę i odwrócił się w stronę, gdzie bratowa zbierała kwiatki polne. Zapytałem jeszcze „A co z Marysią Szymańską?”. Wtedy zaśmiał się głośno. „Kto więc jest w tym dole zakopany?” – nalegałem. Powiedział „Kossowskije, sia hłupawaja i sioj Petra od Kossowskoho.” Spytałem więc jeszcze „A co z Szymańską – matką Marysi?”. Odpowiedź – „Ona tam.” To wszystko, czego od niego się dowiedziałem. Morykoń, który mu towarzyszył, stał w oddali i rozmawiał z wnukiem bratowej. Zebraliśmy się razem i poszliśmy do samochodu. Rzuciłem jeszcze kilka spojrzeń na cmentarz, okolicę i odjechaliśmy w drogę powrotną, robiąc jeszcze na odjezdne pamiątkową fotografię z tymi dwoma. Nie bardzo chcieli, ale zgodzili się. (…) Dnia 29 grudnia 2008 roku zadzwoniłem do Polski do naszej kuzynki Doroty Majda. Miałem bowiem pewne wątpliwości co do tego jak zamordowano Piotra Kossowskiego. (…) Dorota – jak się okazuje – zna dokładnie tę historię. Otóż według niej Szymańska z córką Marysią była w Kadobyszczach tej nieszczęsnej nocy (czy też wieczora) i do nich przyszło małżeństwo – Maria i Piotr Kossowscy – na nocleg (widocznie dla lepszego bezpieczeństwa w grupie). I właśnie tam zostali napadnięci przez bandytów z sąsiedztwa. Maria – żona Piotra – zdołała wyskoczyć przez okno i zbiec, ratując w ten sposób życie. Resztę zaś zamordowano. Według Doroty, Piotr został czymś uderzony i upadł, ale jeszcze żył. Napastnik rzucił się więc na niego i zakłuł go leżącego, śpiewając przy tym „Jeszcze Polska nie zginęła.” (Henryk E. Łoś, Migawki ze stron rodzinnych, Wingst 2009; za: http://wolyn1943.pl/relacje-swiadkow/206 ). „Szymański Józef 1898, żona (I.NN. – wdowa), dzieci: córka z pierwszego małżeństwa żony, ur. przed 1924 r. syn Franciszek 1924. Józef był w około 1920 roku żołnierzem 8 pułku ułanów w Ciechanowie, (prawdopodobnie brał udział w wojnie sowiecko – polskiej). W 1943 roku razem z synem Franciszkiem był już żołnierzem I Armii W.P. (u Berlinga) dlatego podczas ukraińskich pogromów zamordowano „tylko” jego żonę i pasierbice (była głuchoniema). Z tego co wiadomo, żona została ścięta siekierą, a córka rozerwana żywcem końmi. Syn Franciszek trafił do I Brygady Pancernej i w 1944 r. podczas powstania warszawskiego zginął w czasie desantu na Wiśle (zmarł w szpitalu w Józefowie k. Warszawy), Józef po 1945 roku osiedlił się w miejscowości Janowo koło Chełma Lubelskiego”. (http://wolyn.ovh.org/opisy/kadobyszcze-03.html).

W majątku Siedmiarki pow. Włodzimierz Wołyński policjanci ukraińscy uprowadzili 37-letniego Polaka i ślad po nim zaginął.

W kol. Siniakówka pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali nie znaną liczbę Polaków, kilka rodzin.

– 1944 roku:

We wsi Ćwitowa pow. Kałusz Ukraińcy uprowadzili 45-letniego Romana Baczyńskiego i po torturach zamordowali go i spalili.

We wsi Dołha Wojniłowska – Ziemianka pow. Kałusz Ukraińcy napadli na osiedle pod lasem, spalili wszystkie budynki i zamordowali 27 Polaków z 5 rodzin. Inni: „27.03.1944 r. zostali zamordowani: 1-24. rodzina Buły Marii – 5 osób; rodzina Jadacha Jana – 6 osób; rodzina Kopcia Marcina – 7 osób; Nieradka Anna; rodzina Tokarz Weroniki – 5 osób.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw.;  Seria – tom 8).

W przysiółku Gniła należącym do wsi Kopań pow. Przemyślany zamordowani zostali:  Czerniak Jan, Czerniak Maria, lat 32; Czerniak Michał, lat 17; Kleszczyńska Maria, lat 54; Kleszczyńska; Mudrak Józefa; Mudrak Roman, syn Józefy Mudrak (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 273 – 274). „Przed południem do Gniłej przyjechało kilka sań Ukraińców z Siedlisk i najpierw zabili Marię Kleszczyńską, a później Józefę Mudrak i jej syna Romana oraz Jana Czerniaka. Jednocześnie porwali dwóch mężczyzn: Ignacego Wrzeszcza z Gniłej i Tadeusza Hołodniaka z Ługa. Tych męczyli trzy dni, bijąc i odcinając im części ciała. Po południu Ukraińcy przyjechali ponownie i zaczęli palić polskie domy i zabijać napotkanych Polaków. Śmierć wtenczas ponieśli: Katarzyna Potaszyńska – moja mama, Stefania Zazulak, Michalina Czerniak, Maria Czerniak, Franciszek Hołodniak i Żyd o imieniu Szmul, którego ojciec miał przed wojną młyn w okolicy. Ja rano byłam w Świrzu, a później poszłam do domu. Mama kazała mi uciekać znów do Świrza, a sama z moim młodszym bratem, Staszkiem, ukryła się w lesie. Jemu kazała wejść na drzewo i obserwować nasz dom. Po chwili powiedział jej, że dom pali się najmocniej ze wszystkich. Mama sama poszła do zagrody, próbując tam gasić zabudowania, ale zrezygnowała z tego i wróciła do syna i z nim poszła do Świrza. Późnym popołudniem ponownie poszła na Gniłę do domu, żeby zabrać coś, co zostało. Wtenczas przyszli bandyci i ją zastrzelili.” (Elżbieta Potaszyńska-Czarna; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009 s. 272). „Po opuszczeniu lasu, tuż przed Gniłą, zobaczyłem sanie powożone przez Prytułę, na których siedziały cztery kobiety, w tym dwie Kleszczyńskie z tej wioski, mieszkające w pierwszych numerach (tak mi się zdaje) od strony Świrza. Gdy tylko opuściliśmy Gniłę, do naszych uszu doleciały wybuchy granatów i karabinowe strzały. Odwróciwszy się, widziałem palące się domy i stodoły. Pogoniłem więc konia, by jak najszybciej znaleźć się na bezpieczniejszym terenie. Po drodze spotkaliśmy Stanisława Wyspiańskiego, którego powiadomiłem o tym, co dzieje się w Gnile, i o konieczności opuszczenia domu. Ten nie namyślając się długo, zabrał żonę i dzieci i uciekł do miasteczka. Po jakimś czasie, jeszcze tego samego dnia i przy dobrej widoczności, ze Świrza wyruszyli chłopi (bez broni) z dwudziestoma Niemcami. Ale w Gnile nie spotkali już Ukraińców . Obejrzeli jedynie wioskę i okolicę i wrócili. Będąc z nimi, widziałem zastrzelone, spotkane uprzednio kobiety, a spod zawalonej ściany domu wujka wydobyłem jego zwłoki i później pochowałem na cmentarzu. Jak dowiedziałem się po roku, szefem nacjonalistów ukraińskich w Gnile był Hatanas (lub o podobnym nazwisku), który miał na sumieniu kilka morderstw na Polakach. Swojej działalności nie zaprzestał po wkroczeniu Rosjan. Został prawdopodobnie przez nich zastrzelonyw1945 r.” (Kazimierz Szczepański; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009 s. 270) 

We wsi Hubinek pow. Rawa Ruska (Tomaszów Lubelski) Ukraińcy zamordowali 6 Polaków.

We wsi Jazienica Ruska pow. Kamionka Strumiłowa Ukraińcy zamordowali 17 Polaków, spalili żywcem 70-letnią Annę Bielak, rannego Jana Pasierbskiego, lat 35, powiesili.

We wsi Kopań pow. Przemyślany Ukraińcy zamordowali 10 Polaków.

We wsi Ksawerówka pow. Tłumacz podczas nocnego napadu Ukraińcy zamordowali 13 Polaków oraz 3 żołnierzy niemieckich i 2 Żydów. „Marzec 1944 . Ksawerówka pow. Stanisławów: Zabici: Gałaś Marcin lat 70; Dziadek Karol lat 56; Bogusz Bronisław; Piwowarczyk Maria; Bogusz Edward lat 23; Kotopka Jan lat 18; Piwowarczyk Wanda; Piwowarczyk Kazimierz; Piwowarczyk Urszula; Piwowarczyk Ryszard.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373). 

We wsi Ksawerówka pow. Stanisławów w walce z bandą UPA zginęło 10 Polaków z samoobrony.

We wsi Łopuszna pow. Bóbrka Ukraińcy uprowadzili i zamordowali 30-letniego Piotra Stopyrę jadącego do młyna ze zbożem. Na drugi dzień w poszukiwaniu go poszła jego żona i siostra. Obie zostały zamordowane:28-letnia Emilia Stpyra i około 30-letnia Julia Stopyra. „Teraz wiem, że oprawcy zabitych wrzucili do starej studni, którą potem zasypano, że w tych dniach zginęło 30 osób, w tym 5 osób narodowości ukraińskiej, że wśród zamordowanych było pięcioro dzieci, że oprócz trojga Stopyrów byli to mieszkańcy ze wsi Olchowiec, Suchodół i Tołszczowa” (Szczepan Napora; w: Siekierka…, s. 34, lwowskie). „Wysiadamy z samochodu. Tuż przy szosie stały niegdyś budynki tej bandyckiej leśniczówki. Teraz jest puste miejsce, rośnie na nim wysika do pasa trawa, w której bieli się mnóstwo margerytek. Pozostały jeszcze drzewa owocowe, okalające niegdyś budynki leśniczówki. Z prawej strony wsi, w zaroślach, piwniczny strop, osnuty pajęczynami. Tam w dole męczono, gwałcono, rżnięto na kawałki ludzi. A ich szczątki wrzucano do głębokiej studni, która jest dzisiaj zasypana. /…/ Widzę oczyma wyobraźni mojego biednego Ojca, przywiązanego do drzewa, jak obcinają mu różne części ciała, wydłubują oczy, podczas gdy serce jeszcze żyje – co myślał, kiedy tracił swoje młode życie?” (Janina Stopyra – Gawrońska; w; Siekierka…, s. 57 – 59; lwowskie).

W kol. Olszynka pow. Hrubieszów Ukraińcy wymordowali Polaków (Konieczny…, s. 179).

We wsi Pawłowa pow. Jarosław policjanci ukraińscy zastrzelili 8 Polaków (inni: 9 Polaków i 1 uprowadzili).

We wsi Rzeczyca pow. Rawa Ruska Ukraińcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 25 Polaków (inni: 34 Polaków).

We wsi Smoligów pow. Hrubieszów esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna” oraz policjanci ukraińscy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi (ponad 2 tysiące napastników) wymordowali ponad 200 Polaków. W obronie wystąpiły oddziały AK i BCH, w walce poległo 32 partyzantów –  łącznie zginęło ponad 232 Polaków. Mordowano w okrutny sposób, nie oszczędzając dzieci, kobiet i starców, Palono żywcem, gwałcono kobiety, rabowano mienie, wieś została doszczętnie spalona. Robert Herbaczewski pisze: „O świecie 27 marca 1944 roku blisko 2 tysiące żołnierzy Wehrmachtu ze 154 Dywizji Piechoty, policji i SS Galizien, UPA, wyposażone w artylerię i broń pancerną otoczyły niespodziewanie Smoligów, kolonię Olszynkę, kolonię Amerykę i Łasków. Rejon, który od kilku miesięcy był bazą „Rysia”. Rankiem rozpoczęto ostrzał artyleryjski i moździerzowy. Salwy z karabinów maszynowych kosiły okna domów. Okrążone , broniące wiosek plutony BCh „Żmijki” i „Orła” oraz pluton AK „Hardego” zostały rozbite. W wyniku ostrzału zginął Michał Ordyniec wraz z żołnierzami ze swojego plutony. Zdziesiątkowany zostały pluton Feliska Zwolaka „Szczygła”. Od serii z automatu zginął dowódca placówki Bolesław Kaniuga „Orzeł”. Polegli jego dwaj stryjeczni bracia Feliks „Zając” i Stanisław „Tryb” wraz z ich ojcem Wincentym. Od wybuchu pocisku wystrzelonego z działka pancernego polegli Mieczysław Mazur, Franciszek Łysiak oraz sanitariuszka Wanda Michnor. Zginęli Martyniuk, Pukaluk, Dąbrowski, Dębiński, Czuwara. Do ostatka opierał się Czesław Bulicz „Duży”, któremu Ukraińcy rozwścieczeni jego oporem wyłupali oczy i wycięli język. W wyniku wielogodzinnego krwawego boju, który zakończył się klęską otoczonych oddziałów w walce zginęło 33 partyzantów, a wielu było rannych.  – Na łąkach, tuż przy grobli trafiony serią z karabinu maszynowego w pierś zginął mój ojciec. Padł przy nim śmiertelnie ranny Jan Wężowski „Wąsik”, niedawno przybyły z Waręża i zaprzysiężony w miejscowej placówce wraz bratem Michałem „Orlikiem”. Michał też nie miał się czym bronić, gdyż zabrakło mu amunicji. Nikt nie mógł zapobiec potwornej rzezi – wspominał potem po latach Zbigniew Ziembikiewicz ps. „Smok”. Jego ojciec Stanisław był nauczycielem w Smoligowie.  Za cenę dużych strat przybyły na miejsce walki „Ryś” zdołał jednak wyrwać część batalionu z pułapki. Utworzony przez niego korytarz pozwolił na ewakuację części ludności cywilnej w stronę Tyszowiec. Uratować zdołała się rodzina Dunajów. Uciekali polami w kierunku Łaskowa. Przed nimi szła czteroosobowa rodzina Gałęzy, właściciela młyna. – Miał chłopczyka z mojego wieku Czesława i młodszą córką. Nagle coś przeleciało nad naszymi głowami i spadło na nich. Wszyscy zginęli. Wróciliśmy do Procia, gdzie schowaliśmy w lochu, bez drzwi. Było tam dużo ziemniaków i pełno krwi. Siedziała tam już kobieta z dzieckiem, które strasznie kaszlało, bo miało koklusz. Mój ojciec wyszedł z lochu i mówi, że Olszynka się pali i że 20 chłopów idzie prosto na nas. Struchleliśmy – opowiada Kazimiera Sobczuk. Ukraińcy nie weszli jednak do piwnicy. Na jego szczycie lochu ustawili karabin maszynowy i prowadzili ostrzał. Kiedy ustał Dunajowie wyszli z piwnicy i zaczęli uciekać w kierunku Łaskowa. Za zakrętem zatrzymali ich Ukraińcy.  – Ustawili w szeregu pod lufami karabinu. Myślałam, że to koniec. Uratował nas Niemiec, który przybiegł od strony cmentarza w Łaskowie z białą flagą na kiju. Rozkazał, aby nie bić cywilów. Ukraińcy byli niepocieszeni. Mówili, przez zęby: „Ach my byśmy wam dali”, ale puścili nas. Poszliśmy w stronę leśniczówki, a rano do Łaszczowa i Tyszowiec. Tam spędziliśmy Wielkanoc 1944 roku – opowiada Kazimiera Sobczuk. Uratować zdołała się Franciszka i Kazimierz Pukalukowie z kilkuletnią córką Zofią. Zdołali przedrzeć się do Perespy gdzie spędzili resztę wojny. Przeżyła Stefania Szopińska z domu Pukaluk (matka wójta Szopińskiego) i jej brat Bronisław. – Mama była na pierwszej linii frontu. Kiedy wycofywała się z koleżankami obok nich upadł pocisk artyleryjski. Dwie koleżanki zginęły, mama została przysypana ziemię i ich ciałami. Ogłuszona. Kiedy Ukraińcy chodzili dobijać rannych, ją oszczędzili. Myśleli, że jest trupem – relacjonuje historię mamy Lech Szopiński. – Zaczął się następny dzień. Już robiło się widno, a moje poszukiwania bliskich pozostawały bezowocne. W czasie penetrowania pobojowiska ukazały się nam straszne sceny. Widoki nie do opisania. Dużo zabitych i poległych koleżanek i kolegów, znajomych. Często wymordowane całe rodziny. Za kopcem klęcząca, wyglądająca jak żywa Regina Markiewiczówna, a niedaleko leżący na wznak, martwy Bolek Oleszak mający na szyi sznur po odciętym pistolecie. Dalej przytuleni do siebie młodzi Ligunowie. Józek „Długi” trzymał w ręku mały pistolet. Wyglądało na to jakby popełnił samobójstwo. Pod niespaloną szopą gospodarza Bartosza stały jak żywe, sztywne od mrozu, oparte o ścianę trzy siostry Bartoszówny: Aniela, Władzia, Lodzia, najładniejsze panny tej wsi – opisywał krajobraz po pacyfikacji Zbigniew Ziembikiewicz.  – W nocy po ustaniu walk zarówno partyzanci jak i cywile zbierali rannych i zabitych. Zrobiono szybkie pochówki. Ciężej rannych odstawiono do szpitala w Tomaszowie Lubelskim. Wysiłek był tak duży, że padano ze zmęczenia – wspomina w swojej książce Bronisława Staszczuk- Walczyszyn ps. Jutrzenka, która od stycznia 1943 r. była w oddziałach „Rysia”. W pacyfikacji zginęło około 200 mieszkańców wioski, w tym uciekinierów z innych miejscowości. To była ostatnia polska wieś na tych terenach. – Imienna lista ofiar jest wciąż układana. Po ostatnich uroczystościach jubileuszowych w Smoligowie spis dobija już do setki. Nazwisk niektórych zamordowanych nie da się już odtworzyć, bo zginęło sporo uciekinierów z Oszczowa i Dołhobyczowa – mówi Lech Szopiński.”  (Robert Horbaczewski: Rok 1944. Tak było w Smoligowie; w: http://roberthorbaczewski.pl/aktualnosc81,5,,rok-1944-tak-bylo-w-smoligowie.html ; 2013-04-24). Gdy po latach do Smoligowa powrócili Polacy w studniach znajdowali ciała pomordowanych. Studnie zostały zasypane. „Takich studni – cmentarzy w Smoligowie było wiele. Po większości nie ma już śladu. Ludzie zasypali je, razem z trupami i ich tajemnicami. Tak było u Jóźwiaków, Czerniaków, Jakubczaków. U Jóźwiaków trup wypłynął ze studni, bo po roztopach wezbrała woda. Ludzie chodzili go oglądać. Zapamiętali, że miał na sobie wojskowy, polski mundur.  – Widać było, że to był ładny chłopak. Ciemny blond, kręcone włosy. Tylko mu rękę podaj, aby wstał. Pod nim był jeszcze jakiś nieboszczyk. Jóźwiak tą studnię zasypał. Teraz nawet ciężko byłoby wskazać, gdzie się znajdowała – opowiada Kazimiera Sobczuk. – Tuż przy drodze była, śladu już nie ma – dopowiada jej mąż Tadeusz. Trupa w studni (choć jedni mówią, że przy studni) znalazł Edward Jakubczak. Rozkład ciała był tak zaawansowany, że nie można było się zorientować czy to był mężczyzna czy kobieta. Bieliły się tylko kości. Jakubczak szczątki nieszczęśnika i studnię zasypał.  Nie ma także już studni, która znajdowała się przy budynku szkoły powszechnej. To do niej 27 marca 1944 r. ze strachu przed Ukraińcami skoczyła córka stróża szkolnego Karola Pukaluka. Dziewczyna utonęła. Starsi ludzie powiadają, że w tej studni pływało kilka trupów. Ludzie uznali, że studni wioskowej zasypywać ziemią jednak nie będą, że może się jeszcze przydać. Zamiast ziemi do środka nasypali gaszonego wapna. Przez parę dni woda buzowała, tak mocno, że omal piana nie wyszła na zewnątrz. Zżarło mchy z cembrowiny i ludzkie szczątki. Ludzie, przez parę lat po wojnie wyciągali z niej wodę. Lech Szopiński, wójt Mircza i jednocześnie regionalista mówi, że nie ma pewności, czy wszyscy ci potopieni żywcem to ofiary pacyfikacji wioski z 27 marca 1944 roku. Mogli zginąć później. – Jeszcze w 1945 roku, a nawet 1946 działała w okolicy sotnia Wowky.” (Robert Herbaczewski…, jw.).

We wsi Święty Józef pow. Kołomyja Ukraińcy zamordowali 2 młodych Polaków.  „Jako datę śmierci, ksiądz Tadeusz Byś wpisał 27.03 1944, data wspólnego pogrzebu to 13.04.1944. Jako przyczyna śmierci dwa razy podana jest: occisus in periculo belli, co chyba można przetłumaczyć jako ”śmierć od pocisku podczas wojny”. Biorąc pod uwagę daty urodzin podane przez księdza, tj. 16.02.1925 (Aleksander Rudnik) i 25.05.1926 (Bolesław Czajka), wychodzi, że daty zanotowane przez księdza by się zgadzały” (http://historiapamieciapisana.wordpress.com/2014/02/25/aleksander-rudnik-i-boleslaw-czajka ; Siekierka…., s. 282, stanisławowskie, podaje datę „w kwietniu 1943”).

We wsi Tuczapy pow. Śniatyn Ukraińcy zamordowali 10 Polaków, w tym 4-osobową rodzinę Balewiczów: Michała lat około 40, jego żonę Marię (lat 34), syna Kazimierza (lat 12) i syna Adam (lat 10). Dom wraz ze zwłokami spalono.

We wsi Tudorkowice pow. Hrubieszów „OUN pod dowództwem Teodora Daka” zamordowała 6 Polaków i Ukrainkę, żonę Polaka oraz ich syna. „Teodor Dak i Stefan Sameluk wtargnęli do mieszkania Jana Wocha. Po wyprowadzeniu gospodarza z domu oskarżony Dak go zastrzelił, a następnie to samo uczynił z Ukrainką Natalią Woch, żoną Jana. W opuszczonej stodole Ukraińcy z UPA zastrzelili Franciszka Nowackiego, Tomasza Nowackiego, Piotra Wocha, Stanisława Wocha i Franciszka Hudymę. Zwłoki pomordowanych wśród śmiechów i żartów bojówkarzy Bazyli Kaniuka, Maksymilian  Weć i Grzegorz Robak wywieźli do Bugu”. (Sentencja wyroku Sądu Wojewódzkiego w Lublinie z 29 stycznia 1972 r. w sprawie Teodora Daka, w: http://koris.com.ua/other/14728/index.html?page=407)

We wsi Zeleniwka pow. Nadwórna według dokumentu ukraińskiego: „W dniu 27.03.44. grupa „Ł” i bojówka powiatowa w liczbie 23 osób przeprowadziła akcję na wieś Zeleniwka (Towmaczczyzna). Spalono 13 gospodarstw, zabito 16 Polaków. Polacy z tej wsi napadli na wójta we wsi Bortniki i ograbili go. Bohdan.” (IPN BU 1554/177, k. 4-8; w: .http://suozun.org/dowody-zbrodni-oun-i-upa/n_dowody-zbrodni-i-zakamania/?fbclid=IwAR3Hxh7bTfgd32e-g32yl36pDn1U62ul0imWJZmvS8XS7jRbugDwE2jDzvE ).

– 1945 roku:  

We wsi Brusno Nowe pow. Lubaczów Ukraińcy zamordowali 4 Polaków.  Inni: zamordowali Stanisława Szczygła, Janusza Byrda i Marię Motykę lat 35. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.). 

We wsi Gaje Wielkie pow. Tarnopol Ukraińcy oraz chłopi ukraińscy z SKW obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali  66 Polaków i 2 Ukraińców. „Zginęli: Babiak Naścia (Ukrainka), Borutowicz Józef, jego żona Maria (z Mysłowej), syn Tomasz, Skowrońska Anna, Kopiec Zdzisław l. 6 i Mieczysław l. 19 (s. Pauliny), Byndas Maria (z Posłusznych) l.49, Cisoń N. (ojciec zamordowanych w lipcu 1941 r. Józefa i Mariana), jego żona i córka Janina, Czarniecki Tomasz l. 80, jego żona Katarzyna l. 67, Kaszuba Elżbieta i jej córka Julia, Kaźmierzów Józef, jego syn Jan, Gurgurewicz Maria, Teofila (z Jacyszynów), jej syn Kazimierz, Huculak N., Kinal N. (c. Mikołaja), Kociuba Maria (z Piechów), jej córka Julia i wnuczka, Kopiec Franciszka (z Buniakowskich), Laskowska Maria, jej pasierb Paweł, Mikołajów Jan, Ostrowski Adolf Emilia (z Cisoniów) i troje dzieci Cisoniów, Ostrowski Władysław l. 48, jego żona Agnieszka, Dubelt Maria, jej córki: Janina, Władysława i Helena, Strykowska Julia (z Pasierbów), Stanisławczyk N. Szymańska Rozalia, Szpilska N. (żona Antoniego), jej troje dzieci, NN. Ukrainka (za ostrzeżenie Szpilskiej), Jacyszyn Katarzyna, jej córka Józefa i zięć Wagner Józef oraz córka Wagnerów Janina i syn Adam, Szymańska Rozalia (z Jacyszynów), Gurgurewicz Tadeusz, Zawadzki Aleksander, jego żona (w zaawansowanej ciąży) oraz syn Stanisław i córka Maria, Szymańska Katarzyna, Kaczorowski Kazimierz oraz 8 nierozpoznanych osób” (Kubów…, jw. ; s. 82 – 83) Oraz: „27 marca 1945 roku, oddział UPA wspierany przez Ukraińców z Gajów i okolic zabił 69 osób. Sześć należało do mojej bliskiej rodziny. Jeszcze poprzedniego dnia ukraińscy sąsiedzi zapewniali mojego wuja, Józefa Barutowicza, który był miejscowym nauczycielem, że jemu i jego rodzinie nic się nie stanie. Prosili, aby nie wyjeżdżał. A o północy zastukali do jego domu. Potem zaczęli zabijać.”.  (Maciej Nowicki: Jaka pamięć? Jaki wstyd?; w: https://www.newsweek.pl/swiat/jaka-pamiec-jaki-wstyd/0ycz73f ; data publikacji: 20.09.2018).  

We wsi Lipina pow. Jarosław Ukraińcy zamordowali Franciszkę Okoim ur. 1901 r.

We wsi Łówcza pow. Lubaczów Ukraińcy zamordowali 2 Polaków, w tym milicjanta.

We wsi Miłków pow. Lubaczów zatrzymali na drodze i zamordowali 2 Polki, 19-letnią Rozalię Kuc i 23-letnią Annę (Anielę) Kuc. Inni: zamordowali Annę Anielę Kuc lat 23 i Rozalię Kuc lat 20. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.). 

We wsi Nielepkowice pow. Jaworów zamordowali 3 Polaków. „27 marca 1945 r. Jan Kaniowski, Józef Kaniowski (nasz ojciec), Jan Błajda, Jan Sajdutko, Michał Wysocki i Michał Hartlip, zebrali się pod wieczór, aby podjąć wartę na terenie wsi i wówczas zostali otoczeni przez upowców nad Sanem. Ukraińcy otworzyli ogień i wówczas zginęli: Józef Kaniowski lat 40, Michał Wysocki lat ok. 22 i Jan Błajda lat 40. W ciemnościach udało się zbiec Janowi Kaniowskiemu i rannemu w rękę Janowi Sajdutce. Ranny w nogę Michał Hartlip został ujęty, związany drutem kolczastym i uprowadzony do lasu. Wstawił się za nim jego przyrodni brat Prekasza – upowiec. Zmaltretowanego, nieprzytomnego po 2 dniach podrzucono do wsi. Natomiast trzej wymienieni wcześniej zastrzeleni Polacy w tym nasz ojciec zostali wrzuceni do Sanu. Udało się odnaleźć zwłoki Jana Błajdy i Michała Wysockiego. Naszego ojca nie odnaleziono nigdy i nawet rodzina nie ma grobu najbliższego człowieka. Jedyną pamiątką po tej strasznej nocy była czapka rogatywka przestrzelona w dwóch miejscach, która zaczepiła się na gałązce łoziny”. (Stanisława Kaniowska, Zofia Kaniowska; w: Siekierka…, s. 301 – 302).

We wsi Stare Sioło pow. Lubaczów 27 marca 1945 r. zamordowali Rozalię Kuc lat 20 i Anielę Kuc lat 23,  ich ojca, oraz Barbarę Niemiec ur. 1886 r., Genowefę Niemiec ur. 1938 r., Annę Mazur ur 1891 r., Rozalię Gancarz ur. 1913 r., Annę Idzi ur. 1896 r. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).

We wsi Ulucz pow. Brzozów: „27 III 1945 r. ok. godz. 2100 bandą Ukraińców liczącą ok. 40 osób, uzbrojony w różnorodną broń palną, wkroczył do Ulucza od strony Woli Wołodzkiej. Przy pomocy ukraińskich mieszkańców dokonał rabunku wśród mieszkających tam Polaków. UPA uprowadziła z Ulucza sześciu Polaków: Władysława Polańskiego (lat 24), Władysława Kłopotowskiego (lat 30), Jana Kozłowskiego (lat 47), Michała Krowiaka (lat 72), Piotra Krowiaka (lat 40), Franciszka Pelczarskiego (lat 55), którzy nie zdołali przed nimi uciec. Banderowcy schwytanych powiązali powrozami, a następnie pobili do nieprzytomności. Pobito również do nieprzytomności Annę Sikorską z Ulucza. Po tym wydarzeniu Ukraińcy odeszli w kierunku Woli Wołodzkiej. Po drodze w Hroszówce UPA spośród sześciu uprowadzonych Polaków trzech w bestialski sposób zamordowała. Ich ciała wrzucono do Sanu. Trzech pozostałych uprowadzono dalej i ślad po nich zaginął. Na czele bandy mieli stać byli policjanci policji ukraińskiej niejaki Rabko i Wołk. Mieszkający w Uluczu Polacy, widząc istniejące niebezpieczeństwo, uciekli z Ulucza do Witryłowa, pozostawiając na miejscu swój dobytek”. (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula…, jw.)

– 1946 roku: 

W miasteczku Brzozów woj. rzeszowskie Ukraińcy zamordowali 1 Polaka oraz 1 poranili