– 1943 roku:
W kol. Aleksandrówka pow. Łuck Ukraińcy zamordowali 9 Polaków. „2 kwietnia 1943 roku Ukraińcy wpadli do stryja Polika, a tam akurat zeszli się bratankowie uradzić, gdzie kto dziś ma wartować i tylko weszli do domu, nawet nie zdążyli broń zabrać ukrytą u stryja, jak Ukraińcy bestialsko wpadli, otworzyli drzwi i zasiekli z karabinu maszynowego i od razu czterech położyli na miejscu, a resztę dostali tak, że byli tak pobici, pokłuci sztyletami, że Szczepanko lat 16 miał 14 noży wbitych w piersi, a Mietkowi i Marianowi to połamali kości w nogach i rękach, że ubrać nie można było. Prawdopodobnie Marian miał rewolwer w kieszeni i ostrzeliwał się i zabił 4 Ukraińców, ale oni zabrali swoich, aż potem ktoś z nich to wydał. Słysząc te strzały u stryja Polika mój ojciec co przyszedł od Wysockiego Kazimierza, bo kupił od niego konia, tylko co usiadł i mama daje mu kolację, ale szybko wyszedł z domu, a już ulicą jedzie trzech bandytów. Padł na ziemię i posunął się ku piwnicy i leży, a oni podeszli do okna i zauważyli, że ojca w domu nie ma, to wrzucili do domu granaty, a mama słysząc te strzały uklękła i modliła się głośno: kto się w opiekę podda Panu Swemu… A siostra Lodzia leżąc na łóżku w kuchni karmiła swoją córkę Basię piersią, a ten granat wpadł w samą kołyskę, ranił bardzo mamę w nogę prawą z pośladkiem i ręka prawa, dwa palce dolne odbite. Krwi pełno w butach, aż chlupie z buta, dom się pali, a mama wynosi odzież, poduszki i co może ratuje. Pada w końcu zemdlona z upływu krwi. Lodzia na huk granatu rzuca się z łóżka na podłogę i odłamek wpada jej wprost do oka lewego, a dziecku nic, tylko z wierzchu była kołderka, a cała posiekana Lodzia zdobyła siły i jakoś mamę zawlekła do sąsiadów z dzieckiem. Ale sama miała wrócić do domu, aby coś wziąć, to już pełno bandytów na podwórzu. Zaprzęgają konie do wozów, ładują wszystko z mieszkania i ze spiżarni, zboże z magazynu i zaczynają palić. Bydło wyprowadzili, a Lodzia widząc to wróciła do dziecka i mamy. Za chwilę całe gospodarstwo w płomieniach.” (Wspomnienia Józefy Wolf z domu Zawilskiej; w: http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/aleksandrowka-jozefa_wolf.html). “Leokadii Grzybowskiej trudno się pogodzić ze zmarnowaniem wszystkiego, co było w jej Aleksandrówce koło Łucka. Połowę mieszkańców stanowili Zawilscy, rodziny synów i braci jej babki Aleksandry, od której imienia nazwano wieś. Dzisiaj do Aleksandrówki nie ma drogi. Jedziemy tam, posługując się mapą, którą Wołyniacy narysowali na podstawie przedwojennych planów, bo po polskich miejscowościach nie ma śladu. Jedziemy wzdłuż lasu, potem przez środek pola. Mamy wrażenie, że się gubimy, ale dawna mieszkanka tych ziem po linii lasów i sobie tylko znanych znakach wskazuje drogę. Docieramy do Aleksandrówki. Wokół gładkie pole, nie zaorane i nie zasiane. – Na wiosnę, jak się orało, ta ziemia pachniała chlebem – mówi Leokadia Grzybowska. – Śliczna była ta ziemia, sady, piękne kwiaty, pasieki przy każdym domu, ogromne pola dojrzałych winogron. Wszystko Ukraińcy zniszczyli. Tu były eksportowe młyny, które mełły na eksport mąkę. Wołyńską mąkę uważano za najlepszą. Leokadia Grzybowska może, jak powiada, podziękować Ukraińcom, że jest ślepa, a w nodze i całym boku ma pełno śladów po odłamkach od granatu, który do jej domu 2 kwietnia 1943 r. wrzucił sąsiad o nazwisku Wołoszyn. Pamięta, że ojciec powtarzał: “Zawsze pamiętaj, brat daleko, siostra daleko, a sąsiad za miedzą”. I właśnie ten sąsiad powiedział potem, że szkoda mu Lodzi i Antosi, tylko ojca chciał zabić. Leokadia Grzybowska ma wielu przyjaciół Ukraińców. Prowadzi nas do Mykoły Stasiuka. Jego rodzice schowali Irenkę, której matka postrzelona umarła w polu. Irenka długo leżała przy matce, ale gdy się zorientowała, że ona nie żyje, przybiegła do Stasiuków. Znała ich, bo z Mykołą razem się bawili. – Ja jeszcze mały byłem. To straszne bandyctwo było. To nie po naszemu – mówi Stasiuk. Po dwóch tygodniach jego matka zawiozła Irenkę do Polaków w Łucku. Irena do dzisiaj mieszka w Polsce i dwa lata temu przyjechała mu podziękować”. (Jadwiga Nowakowska: Pojednanie na cmentarzu. “Wprost” nr 28/2003; za: https://www.wprost.pl/46245/Pojednanie-na-cmentarzu). Inni napad datują 3 kwietnia: Ukraińcy z Kozakowej Doliny napadli na dwa polskie domy Zawilskich, zastrzelili 4 osoby oraz zadźgali bagnetem 12-letniego Szczepana Zawilskiego, natomiast cztery osoby zostały ciężko ranne od wybuchu granatów (“Na Rubieży” nr 30/1998).
W miasteczku Berezne pow. Kostopol zmarł 3-letni chłopiec Józef Kuligowski ranny w napadzie na wieś Lipniki w nocy z 26 na 27 marca 1943 r.
We wsi Józefówka pow. Równe upowcy zamordowali 5 Polaków (“Na Rubieży” nr 46/2000).
We wsi Polanówka pow. Kostopol: „Żurawski Aleksander 1917 – 02.04.1943 (zamordowany na Polanówce)” (http://wolyn.ovh.org/opisy/polanowka-03.html).
W mieści Równe zmarł 53-letni Jan Paczkowski od ran zadanych przez Ukraińców.
W kol. Rudnia Łęczyńska pow. Kostopol w pacyfikacji ukraińsko-niemieckiej zabitych zostało około 200 Polaków, ich mogiłę napotkali żołnierze AK „Bomby” 14 sierpnia 1943 roku (Cz. Piotrowski: Przez Wołyń i Polesie na Podlasie, Warszawa 1968, s. 30).
We wsi Wyrka pow. Kostopol Ukraińcy podstępnie uprowadzili i zamordowali komendanta samoobrony Jana Skibę, lat 30. „Urodziłem się 9 sierpnia 1912 r. we wsi Siedlisko gmina Stepań, powiat Kostopol, z ojca Antoniego i Kamili z domu Domalewska. (….) W Siedlisku komendantem samoobrony był Władysław Wiatr (Gracjan Wiatr – red), w Wyrce Lucjan Feliński- sierżant rezerwy, a w Hucie sierżant Hieronim Konwerski. Potrzebny nam był główny dowódca i na ogólnym zebraniu w szkole w Wyrce został jednogłośnie wybrany porucznik rezerwy nauczyciel w Wyrce Jan Skiba. Nie chciał przyjąć tego stanowiska, lecz na usilną prośbę zebranych wyraził zgodę. Otóż tenże Jan Skiba zaczął się starać o broń, a dowiedziawszy się, że jest jakaś broń u kogoś z Polaków we wsi Brzezina, wybrał się tam z Bolesławem Brzozowskim. Gdy minęli Wyrobki, Szymonisko i zbliżali się do Brzeziny, zostali zatrzymani przez 5 ludzi, którzy tłumaczyli, że są partyzantami radzieckimi i chcą go zaprowadzić do swojego dowództwa, w celu zawiązania współpracy. Paliło się ognisko przy którym siedziało kilka kobiet wracających do swoich domów do Wyrobek, do których chodziły na noc. Kto później przejeżdżał lub przechodził koło tego ogniska był zatrzymany. Pod wieczór zaczęli powoli zwalniać zatrzymanych, a gdy przyszła pora na B. Brzozowskiego, ten skorzystał z nieuwagi bandytów, bo okazało się, że nie byli to partyzanci rosyjscy i zaproponował Skibie ucieczkę. Ten odpowiedział, że nie czuje się na siłach i ze to już jego śmierć. Zanim B. Brzozowski wrócił do Wyrki i powiadomił o uprowadzeniu Skiby nastąpiła noc, a w nocy nikt nie miał odwagi ruszyć na jego poszukiwanie. Na drugi dzień ledwie świt, oddział naszych chłopców pod dowództwem Ł. Felińskiego wyruszył do Brzeziny. Do nich dołączył jeszcze kolega Skiby, Michał Lewicki, też nauczyciel. Śladów żadnych nie było, doszli aż do zabudowań pod Policami, gdzie były pokopane doły jeszcze przed wojną w celu poszukiwania kamienia. Gdy tam zaczęli pytać miejscowych gospodarzy ukraińskich, ci zeznali, że wczoraj wieczorem szli koło nich jacyś uzbrojeni ludzie, poza tym nic nie widzieli ani nie słyszeli. Obok tych kamieniołomów stał rozłożysty dąb, a pod nim wysoka trawa. Zauważono, że trawa tam jest wydeptana, gdy zaczęto po tej trawie szukać, M. Lewicki spostrzegł krawatkę Skiby, wtedy wszyscy byli już przekonani, że tam zginął, był w dole. Wzięto z płotu długą żerdź i tą żerdzią wyciągnięto zwłoki Jana Skiby, poprzednio ukrzyżowanego na tym dębie głową w dół, bowiem były poprzebijane gwoździami ręce i nogi, a głowa podwójnej wielkości była dowodem, że tak go zamordowali. Miał na policzku wyciętą swastykę hitlerowską, że niby oni złapali szpiega niemieckiego, że niby zrobili to rosyjscy partyzanci. Miał w dowodzie wpisane miejsce urodzenia Westfalia, bowiem rodzice jego byli wywiezieni w I Wojnę Światową z Poznania na przymusowe roboty do Niemiec. Po zamordowaniu przywiązali duży kamień drutem kolczastym i wrzucili go do tych dołów. Okazało się później, że byli to miejscowi Ukraińcy pod dowództwem syna popa z Czartoryska. Tak zginął nasz dowódca, który został pochowany na cmentarzu katolickim w Wyrce”. (Fragment wspomnień Antoniego Gutkowskiego spisanych w latach 1983/84. Autor zmarł w 1986 nie doczekawszy się publikacji. Opublikowano je w 2004 r pt. „Wołyń. Moje Wspomnienia z lat 1916-1943”. Redakcja KSI miała możliwość zapoznać się z nimi dzięki rodzinie czyli Halinie Poros, bratanicy autora.).
– 1944 roku (niedziela palmowa):
We wsi Biała pow. Przemyślany: „Dnia 2 IV 44 r. zabito 9 Polaków i dwie Żydówki, będące na służbie u Polaków.” (Protokół ukraińskiego podziemia z 12 maja 1944 r. w sprawie akcji antypolskich. TARNOPOLSKIE. W: Polska i Ukraina w latach trzydziestych–czterdziestych XX wieku. Tom 4. Część druga. Warszawa – Kijów 2005).
We wsi Borszów pow. Przemyślany zostali zamordowani przez Ukraińców: „Dozienkiewicz Michalina, lat bd, zamordowana 2.04.1944. Golanowski Jan, lat 56, zamordowany 2.04.1944 r. Golanowska i.n., lat bd, zamordowana 2.04.1944 r. N.N., lat bd, zamordowany 2.04.1944 r.” (Józef Wyspiański: Skutki napadów ukraińskich nacjonalistów w powiecie Przemyślany. w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich, tom 10, Kędzierzyn-Koźle 2018).
We wsi Gołogóry pow. Złoczów: „banda ukraińska zamordowała 18 osób i spaliła 50 polskich gospodarstw” (AAN, DR, sygn. 202/III/121, k. 287 – 290). Patrz też: W nocy z 30 na 31 marca 1944 roku…
We wsi Hermanówka pow. Kamionka Strumiłowa 1 Polaka zamordowano i 2 uprowadzono ((AAN, DR, sygn. 202/III/121, k. 287 – 290).
We wsi Huta Lubycka gm. Lubycza Królewska pow. Tomaszów Lubelski: „ 02.04.1944 r. zostali zamordowani przez UPA: 1-4. Jacyniak Andrzej z żoną Katarzyną, synem Janem l. 4 i córką Danutą l. 3, 5. Kaniuszyb l. ok. 18, 6. Kuśmierczyk Ludwik, 7. Podbrożna Maria, 8. Pizuń Bronisław l. ok. 17, 9. Wolanin Edward, 10. Wołoszyn Maria l. ok. 70.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw., Seria – tom 8).
We wsi Krosienko pow. Przemyślany Ukraińcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 10 Polaków.
We wsi Mielniki pow. Jaworów: „Delegatura nasza w Jaworowie zawiadamia nas, że w nocy z 2.IV. na 3.IV. br. zamordowano we wsi Nahaczów [Jaworów] rodzinę Gorgosza z przysiółka Mielniki, liczącą 3 osoby”. (1944, 14 kwietnia – Pismo PolKO Lwów-powiat do Delegata RGO we Lwowie dotyczące mordów i uprowadzeń Polaków przez bandy ukraińskie w rejonie Jaworowa. W: B. Ossol. 16721/1, s. 251).
We wsi Ostrów pow. Lwów: „Delegatura nasza w Siemianówce zawiadamia nas, że dnia 2 kwietnia 1944 nieznany osobnik w młodocianym wieku pod pozorem poszukiwania syna udał się do mieszkania N. Homyniuka urzędnika stacji kolejowej w Ostrowie. Nie mogąc się rzekomo doczekać przybycia tegoż syna, wywabił N. Homyniuka z domu i w drodze go zastrzelił.” (1944, 14 kwietnia – Pismo PolKO Lwów-powiat do Delegata RGO we Lwowie dotyczące mordów dokonywanych na ludności polskiej na terenie powiatu. W: B. Ossol. 16721/1, s. 249).
We wsi Pomorzany pow. Zborów Ukraińcy z kurenia „Gonty” i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi obrabowali i spalili wieś oraz zamordowali około 70 Polaków i 2 Żydówki a 1 ranny Polak zmarł w maju. „Mordowano często w okrutny sposób, potem dokonywano rabunku, zabierano wszystko: konie, bydło, sprzęty, narzędzia, ubrania, produkty żywnościowe. Rzeczy pakowano nie tylko na wozy zamordowanych, ale napastnicy mieli też własne wozy. Ostatnia czynnością było spalenie budynków. /…/ Starano się wszystkie zwłoki spalić, toteż mordów dokonywano w budynkach, które nadawały się do spalenia. Jeśli dom był murowany, to ofiary zapędzano do obory lub stodoły. /…/ Justyna Niesłuchowska, lat 18, córka Michała i Waleria Niesłuchowska, lat 15, córka Michała – zamordowane w stodole w okrutny sposób. Nożami rozpruto im brzuchy. Mimo prób podpalenia stodoła nie spłonęła. Niesłuchowski, lat 5, syn Antoniego. Ciała nie znaleziono. Prawdopodobnie szczątki pozostały pod gruzami. Tekla Niesłuchowska, lat 50, żona Józefa, Karolina Niesłuchowska, lat 27, córka Józefa, dwoje dzieci Karoliny w wieku od 1 roku do 3 lat, Katarzyna Niesłuchowska, lat 27, córka Józefa bliźniaczka Karoliny, Józef Niesłuchowski, lat 34, prawdopodobnie bronił się łopatą, z którą znaleziono go w piwnicy. Katarzyna Niesłuchowska, lat 32, żona Józefa, zabita w czasie ucieczki. Wyrwano jej złote zęby. Ojciec Katarzyny, który mieszkał w sąsiedniej wsi. Sześć dziewczynek Niesłuchowskich w wieku od czterech do czternastu lat. Zwłoki były porozrzucane po podwórzu i ogrodzie. /…/ Niemcy byli na miejscu zbrodni dopiero w dzień. Robili zdjęcia, wypytywali o sprawców. Ludzie bali się cokolwiek powiedzieć. Rozpoznano np. Sadija z przysiółka Parcelany, który dał sygnał do rozpoczęcia napadu. Był także przedstawiciel ukraińskiej władzy cywilnej z Pomorzan. Robił spis zamordowanych. Uwzględniając fakt współdziałania tej władzy z ukraińskim podziemiem, można założyć, że był on także wykorzystany do sprawozdawczości OUN. Ludzie słyszeli, jak on tłumaczył Niemcom, że napadów dokonują partyzanci sowieccy, chociaż nietrudno było ustalić, że cały pochód, po napadzie, skierował się do pobliskiej ukraińskiej wsi Żabin. Wersja o mordowaniu Polaków przez partyzantów sowieckich wcale nie była oryginalna. Już kilka miesięcy wcześniej sam metropolita grekokatolicki we Lwowie, Andrzej Szeptycki pisał do lwowskiego arcybiskupa rzymskokatolickiego, Bolesława Twardowskiego w liście z 15 listopada 1943 roku, że mordów dokonują partyzanci sowieccy i bandy żydowskie. Opis wydarzeń oparłem na relacji kilku osób w podeszłym wieku. Byłem zaskoczony prośbą niektórych o nie podawanie ich nazwisk. Zrozumiałem, że się boją, widząc coraz większe wpływy i zuchwalstwa szowinistów ukraińskich w Polsce. Kto się tymi sprawami bliżej interesuje widzi, że jest to rezultat działalności wielu polityków polskich, którzy uznali szowinistów ukraińskich za reprezentantów całej społeczności ukraińskiej w Polsce i za ambasadorów dobrych stosunków Polski z Ukrainą” (Jan Selwa; w: Komański…, s. 953 – 956). „2 kwietnia 1944 r. zamordowano tu około 70 Polaków – całą wieś, nie pozostawiając żadnych świadków. Gdyby nie garstka osób ocalałych dzięki ucieczce tuż przed masakrą i dobrzy sąsiedzi, którzy odważyli się ich przechować, a potem pogrzebać ciała ofiar mordu – nikt nawet by nie wiedział, co się wydarzyło w Pomorzanach i gdzie znajduje się mogiła zbiorowa ofiar. Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej w Złoczowie nie dowiedziałoby się o jej istnieniu i nigdy nie powstałby pomnik, który dzięki mozolnej pracy i wielu staraniom został wreszcie, po blisko 10 latach, poświęcony. Nie byłoby również tu nas – Polaków, którzy postanowili oddać hołd pomordowanym i zachować od zapomnienia miejsce ich męczeństwa. Dzięki temu, że przybyliśmy nieco przed czasem, a sama uroczystość zaczęła się nieco później, niż planowano, mieliśmy okazję do rozmów z mieszkańcami Pomorzan i dowiedzenia się czegoś więcej o tragedii 1944 roku z ust ocalałych krewnych ofiar. „Ojciec przeczuwał, co się ma stać i chciał mnie uchronić. Zaprowadził mnie do pewnej rodziny w sąsiedniej wsi i przyjęto mnie na noc. Siostry z kościoła wymyły mnie i wyczesały. Była to palmowa niedziela. Mimo mych próśb, ojciec nie został na noc wykręcając się tym, że powinien z jakiegoś powodu wrócić do domu” – wspomina ze łzami w oczach jeden ze świadków. „Rano okno koło mnie było zasłonięte. Powiedziano mi, że to z powodu zimna. Gospodyni, u której zostawił mnie ojciec, poprosiła swego męża by zaprząg konie i pojechał zobaczyć co się stało za górą, dochodziły do nas bowiem niepokojące wieści. Wahał się mocno, ale jednak pojechał. Jak wrócił, bawiliśmy się z dziećmi gospodarzy. „Masz tu sierotę jedną, a to masz drugą” – powiedział gospodarz do żony, wskazawszy na mnie i swoją córkę. Miał na uwadze to, że oprawcy będą szukać rodziny ofiar i karać tych, którzy im pomagają. Zrozumienie sytuacji zdusiło moje gardło i przyniosło falę płaczu. Gospodyni poprosiła męża, by zawiózł mnie zobaczyć co się stało. Na miejsce przyjechaliśmy saniami. Wiele chat stało popalonych. W moim domu – masakra. Zaczęła mnie dusić histeria. Przez trzy dni pozostawało wszystko w nienaruszonym stanie, gdyż bano się zbliżyć do miejsca kaźni. Później wykopano dużą jamę – mogiłę i pochowano ofiary. Chowano je w czym się dało – pudłach, szafach. Jak ojciec jeszcze był żywy, to zrobił duże pudło na zboże. Nawet wtedy nie przyszło mu na myśl, że wykonał własną trumnę…”. 27 czerwca 2010 na cmentarzu w Pomorzanach odbyła się uroczystość poświęcenia pomnika na zbiorowej mogile pomordowanym Polakom, którego dokonał ks. Michał Hołdowicz, zaznaczając przy tym, że: „Będzie on przypominał prawdę gorzką, ale niezbędną. Mocnych, zdrowych i trwałych relacji międzyludzkich nigdy nie da się zbudować na zakłamaniu, fałszu czy nieprawdzie”. /…/ Brzmi Apel – wzywamy do apelu 56 ofiar mordu. Są to jedynie ci, których udało się zidentyfikować. W Pomorzanach zginęło o wiele więcej osób, jednak ich nazwiska do tej pory pozostają nieznane.” (Julia Łokietko: „Pamięć dla przyszłości”; w: „Kurier Galicyjski” z 16 – 28 lipca 2010).
We wsi Słobódka Konkolnicka pow. Rohatyn Ukraińcy zamordowali 103 Polaków, od niemowlęcia (5-miesięcznego) po starca (69-letniego). Około godziny 23 napastnicy nadciągnęli od strony góry sąsiadującej ze wsią. Ludność, głównie kobiety i dzieci, szukała ratunku ukrywając się w piwnicach i schronach, natomiast mężczyźni uciekali na okoliczne pola. Ukraińcy zabijali napotkane osoby bez względu na płeć i wiek przy użyciu noży, bagnetów i siekier, do uciekających strzelano. Jednocześnie dokonywano rabunku mienia; ograbione domostwa podpalano. Wiele osób zginęło w płomieniach bądź w wyniku uduszenia. Około godziny 4 w nocy napastnicy odeszli.
We wsi Szczepłaty pow. Jaworów Ukraińcy zamordowali 2 Polaków.
We wsi Szczerzec pow. Lwów obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 25 Polaków.
W kol. Ziemianka k. Polny Wojniłowskiej pow. Kałusz Ukraińcy z OUN-UPA spalili 52 gospodarstwa polskie oraz zamordowali około 40 Polaków (Motyka…, s. 386; Ukraińska…).
– 1945 roku (Poniedziałek Wielkanocny):
W nadleśnictwie Sanok został zamordowany przez bandę UPA gajowy Stanisław Kwaśnicki, pochodzący z Ustrzyk Dolnych.
We wsi Słobódka Burakowicka koło Burakówki pow. Zaleszczyki: „02.04.1945 r. zamordowano kilkanaście (15?) Polek, żon Ukraińców.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw., tom 7).
We wsi Słobódka Koszylowiecka pow. Zaleszczyki ukraińscy bandyci wymordowali 9 Polek, które były żonami Ukraińców. Inni: „02.04.1945 r. zostało zamordowanych 10 Polek, żon Ukraińców” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie…, jw., tom 7).
We wsi Stare Sioło pow. Lubaczów miejscowi Ukraińcy zamordowali Jana Rokosza.
We wsi Wetlina pow. Lesko w nadleśnictwie zamordowany został przez UPA gajowy Jan Sarnecki z rodziną (Edward Orłowski…, jw.).
We wsi Zapałów koło Laszek pow. Jarosław Ukraińcy obrabowali dom i zamordowali 5-osobową rodzinę polską gajowego Łukasza Serafina. (APP,SPJ, sygn. 63, k. 273).
– 1946 roku:
We wsi Chorobrów pow. Sokal Ukraińcy zamordowali Polaka, sołtysa.
We wsi Krzywcza pow. Przemyśl w zasadzce bandy UPA zabiła 18 żołnierzy WP, w tym 4 oficerów.
– 1947 roku:
W miasteczku Lesko woj. rzeszowskie w walce z bandą UPA poległ Stanisław Kindlarski ur. 1921 r.,, milicjant.
We wsi Odrzechowa pow. Sanok Ukraińcy zamordowali Stanisława Kindlarskiego, ur. 1927 r. Patrz wyżej.